Dziennik Podróży na Daleką Północ

Z Mcseriopedia
(Przekierowano z Dziennik Meredusa)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
DZIENNIK PODRÓŻY

NA DALEKĄ PÓŁNOC
PROLOG

Każda dobra przygoda zaczyna się w karczmie. Choć zapewne znajdzie się ktoś kto z tym się nie zgodzi, to faktem jest, iż miejsce to jakimś trafem co chwila daje początek nowym wyprawom w nieznane, stając się cennym punktem zaczepienia dla podróżników. Jest to zjawwisko dosyć proste do wytłumaczenia, bowiem co może być bardziej przydatne w podróży niż prowiant, którego za szynkwasem pod dostatkiem? Zapewne jedynie zgrana kompania, którą nietrudno zebrać w tak tętniącym życiem miejscu. W znaczącą jej wyższość śmiałbym jednak wątpić – niewiele dóbr na tym świecie jest bowiem w stanie przebić świniaka pieczonego w miodzie, którym nie bez powodu tak szczyci się Miodosytnia. Dla tutejszego kunsztu kulinarnego niejeden przepłynąłby Zatokę Hemerską z knurem na plecach, byleby przyrządzono go dlań na życzenie. Choć mógłbym przy karczemnym stole spędzić resztę dnia na biesiadzie, przygoda wymaga opuszczenia tego klimatycznego miejsca. Toteż planując, zleciłem karczmarzowi sporządzenie zbójnickiej porcji suszonego mięsa, sucharów i wszelkiej maści suchego prowiantu, rzucając ponadto znajome spojrzenie, którego nasz oberżysta dwa razy nie musiał interpretować. Kompania przecież nie konie, bym ich miał wodą poić, toteż trunków im nie lza żałować. Zbiory tego sezonu skromne nie były, mówiąc subtelnie, bowiem śmiem twierdzić, iż gdybym rozszerzył pasiekę, musiałbym i piwniczkę pogłębić. Choć i klientela dzisiaj niemała, wszelkiej maści goście zaglądają co dzień do Miodosytni, wśród nich kupcy, wędrowcy, wojacy i wszelkie tajemnicze persony, których cel podróży znany jest tylko im samym. I dobrze to, wszakże sam karczmarz nasz może i rosły, lecz na tyle beczek co dziś to i tuzin chłopa mało. Wszyscy zdaje się działają od rana rychło i sprawnie: co rusz ktoś przemierza salę i schody w te i nazad, z kuchni dymi się aż w oczy gryzie, a konie, które gotowe ruszać od samego poranka, narwane jak przed burzą. Nie jest codziennością tak duża wyprawa na północ, śmiałbym nawet pokusić się o stwierdzenie, iż na ostatnim sudawskim festynie nie było tak głośno, może za wyjątkiem konkursu na najszybszego rębacza. Zbiegiem okoliczności i rębaczy zastać dziś można w Miodosytni, których pomoc przydatna, bowiem kto lepiej znać się może na toporach i wszelkich narzędziach, aniżeli oni. Ich ekspertyza nie raz już wspomogła kuźnię Rusi radą, toteż dzięki nim na wozie spakowane już najznamienitsze ostrza południa. Jeśli już o warsztatach mowa, to zaniedbaniem byłoby nie wspomnieć o alchemikach Uniwersytetu w Pennie, których leki zapewnią nam dziś bezpieczną podróż. Tym sposobem wypakowany jadłem, żelastwem, ziołami i znamienitymi trunkami wóz gotowy jest już do drogi, czekając jedynie na ostatnie formalności. Nikt nie wie, kiedy powróci nasza kompania i co zastanie na swej drodze. To czas życzeń, pożegnań i wzruszeń. Przybyli nawet kapłani Atlantydy by przekazać nam wszelkie duchowe błogosławieństwa. Niech czuwa nad nami Króloffa Roju. Tak oto staję u bram, na granicy Rusi i granicy Centrum, ogłaszając co następuje:

Wyrusza wielka wyprawa na północ. Wyprawa w nieznane, ku przygodzie, wiedzy i nowym krainom; początek nowej epoki. Ogłaszam ekspansję uniwersum poza Centrum jako Książę Meredus Ards-terhe’igill Hrinve fel Arnhathvresar, Pan Gór Czasu Stojący na Dachu Świata. Mianuję te nowe ziemie Księstwem Caer Ened, niezależnym i świętym po kres wieków.

Tak oto przekroczyłem bramę, podążając ku Coronum Caeltar.

~
DZIEŃ I — HEMREN

Znad Ard Hemeris jaśnieją promienie porannego słońca. Ciepły i wilgotny wiatr znad zatoki, choć pozornie przyjemny, na dłuższą metę uniemożliwia szybką podróż, ograniczając szybko męczące się konie głównie do stępu. Bez wątpienia jednak stwierdzić mogę, iż pośpiech byłby nam całkowicie zbędny, podróż ta bowiem nie należy ani do kupieckich, ani posłańczych. Misja ta jednak ma wiele celów, które wraz z mą kompanią zamiar mamy osiągnąć na tych ziemiach. Najbardziej światłym z nich zapewne uznać można działalność badawczą. Nauką czerpiącą najwięcej z wypraw w nieznane jest geografia, która do opisu świata wymaga jak najbogatszych informacji o nim, począwszy od lokalnego ukształtowania terenu, przez lokalną florę i faunę, kończąc na wiedzy o ludności lokalnej. A jeśli o ludności mowa, daje ona otwartą drogę do wszelkiej współpracy i rozwoju wszystkich innych dziedzin. Ważnym dla nas powodem jest również ekspansja polityczna i gospodarcza. W naturze człowieka leży rozwijać swe przynależności, poszerzać zasoby i podtrzymywać rozwój cywilizacyjny. W naturze tej leży również potrzeba samorozwoju osobistego, co przy tak obcym dotychczas doświadczeniu, jakie przyniesie ta wyprawa będzie przyjemnym dodatkiem.

Mówiąc jednak o ludziach, czas bym wreszcie opowiedział co nieco o mej słynnej kompanii. Towarzyszą mi bowiem najznamienitsze persony znanego południa, z których każda jest niepowtarzalna i odmienna. Jednym z wyzwań, jakie spotka nas podczas tej przygody będzie nawiązanie produktywnej współpracy i intensywna wymiana poglądów, która obfitować może zarówno w nową wiedzę, jak i trudne konflikty, gdyż przyznać trzeba iż bywają oni w znacznej opozycji ku sobie.

Przemierzając wybrzeże Zatoki Hemerskiej kierujemy się w stronę ujścia Hemery, w którego pobliżu planowany jest następny większy postój. Ziemie te, graniczące z Atlantydą, nie posiadają ściśle określonej władzy, nie licząc zapewne rady najstarszych rybaków. Wprowadzenie nowej administracji może nie należeć do najłatwiejszych zadań, toteż spodziewam się dosyć trudnych dyskusji. Zanim jednak nastąpi wśród nas takowy dylemat, zdążę uchylić rąbka tajemnicy o osobach, z którymi przyszło mi podróżować. Dwoje towarzyszy, jakich pragnę przedstawić, zwie się Egeos i Altos. Są to postaci wybitnie zasłużone dla rozwoju społecznego, które zajmują się interakcjami w nieco odmiennych jego obszarach. Egeos jest specjalistą w sprawach wszelkiego doskonalenia osobistego i wyznawcą indywidualizmu, poglądu głoszącego rozwój zcentralizowany na jednostce. Najtrafniej opisują go zapewne określenia niezależny oraz odrębny od reszty. Altos natomiast znany jest z wszelakich działań społecznych, jako człowiek podejmujący się zawsze działań na rzecz tych, którzy go otaczają. Jako kolektywista skupia się on na całokształcie grupy wśród której się znajduje, stawiając siebie na równi z nimi. Opisałbym go zatem jako bliskiego innym i bezinteresownego. Między tymi dwoma zdaję się zauważać liczne kontrasty już na tym etapie naszej wyprawy, co nie dziwi mnie, będąc częścią poznającego się dopiero zespołu. Egeos wyraźnie skłania do polegania na sobie, motywując to potrzebą bycia silnym ogniwem w grupie. Tymczasem Altos nieustannie prawi o potrzebie współpracy, niezbędnej do efektywnego współdziałania. Chwile, w których tych dwoje znajduje się w swoim pobliżu obfitują w coraz głośniejsze dyskusje, toteż sprzyjają nam częste zmiany zadań wykonywanych w naszym konwoju.

Wreszcie wkraczamy do wioski. Mała, rybacka osada, niepokojąco wręcz cicha, nie wykazuje zdaje się żadnego entuzjazmu ni niezadowolenia i gdyby nie odór świeżych ryb, wzięlibyśmy ją za opuszczoną. Jak widać, większość mieszkańców musiała wypłynąć nad zatokę czy rozejść się gdzieś po pobliskim lesie według swej dziennej pracy. Po chwili od wkroczenia do centrum wioski wychodzi ku nam z chaty, która zdaje się być jedną z reprezentacyjnych jak na resztę budowli, rosła postać odziana w roboczy ubiór i kapelusz. Przemęczona na pierwszy rzut oka twarz mężczyzny przyjęła na widok nasz pozytywniejszy nieco grymas, a niechlujny ruch ręką daje znać by zwrócić się ku niej.
- Jam jest wójt tej wioski. Nie widujem tu podróżnych ni wojaków, przeto witamy was u tych progów z serdecznością. Ktoście, jeśli można?
- Jestem książę Meredus, a to moja kompania. Przybywamy tu postojem, nim wyruszymy dalej na północ. Co to za ziemie?
- Rad was gościć, mości panowie, zdam wam jednak iż podjąć mość waszą u nas chlebem jedynie a rybą. Nie lza nam jednak w progu stać, toż wstąpcie ku izbie, a stołu nakryjem i ku koniom dziewki zwołam.
- Wdzięczni jesteśmy za gościnność.

Po wstąpieniu do izby, kłania się nam w głównej komnacie młoda gospodyni, niewątpliwie małżonka wójta. Na stole rozłożona jest już zastawa, łącznie z piwem, suszonymi owocami i świeżym chlebem. Po rozlaniu nam po kuflu lokalnego jęczmiennego, gospodarz zasiada wśród nas i napoczyna znów rozmowę:
- To osada rybaków, starsza pewno niźli nasi dziadowie. Żyjem tu w spokoju, z ryb i lasu co nam błogosławią. Z dalekaście przybyli? Słowo dajcie, to i po dzika poślem, przeto jakże po głodzie dalej ujachać.
- Nie przybyliśmy tu na biesiadę, jednakże by ogłosić wam wieści. Jestem dziedzicem ziem od Hemery po Nyks, toteż przyszło mi poznać was i wpisać ku administracji.
Rybak wykrzywił się na te słowa niczym po bimbrze na gorzkiej jagodzie, podrapał się po przerzedzonej czuprynie i wreszcie odzywa się:
- Dziedzic powiadacie… Jak morze kocham i łąjbę mego wuja, nigdym się nie spodziewał by ktoś ziemie te chciał objąć. Lasy to i gęstwiny, zwierzyna tu jeno i drwa. Pewniście w swym to i przeczyć nie będę, bądźcie panie zdrów.
Po wzniesionym przez wójta toaście zwracam się do niego:
- Poczciwi z was ludzie nie wątpię, toteż korzystając z waszej gościnności w zamian powiedzcież mi, czego wam trzeba?
- Żywot nasz nie oczekuje wiele, bowiem my szczęśliwi i zgodni. Do niedawna jednak, sprawa bowiem jest między nami, spór co dzieli jak rybę kręgi. Widzieliście pewno że wioska nasza na brzegu i mierzei, wokół zatoki zarybnej stoi. Jak ten nasyp długi, tak i długa droga jest do tych na skraju, przeto zasypać chcieli i skrócić. Kamień jeno w tym leży, co jak wał usypiem to zalew przesuszym i bagno zostanie, a narybek stąd wiosce całej służy. Na mnie skazali bym orzekł, jeno co zrobię to pół wsi na mnie dybać będzie. Przeto prosim was, co byście w mądrości swej rozstrzygli.
- Na trudną kwestię to wygląda wójcie, toteż namyślić się nam trzeba i spojrzeć. Niech tylko rybacy powrócą to ustalimy rozwiązanie.

W oczekiwaniu w chacie wójta, postanowiłem rozmówić się z kompanią.
Meredus: Po czyjej powinniśmy się stronie postawić?
Egeos: Ci z mierzei muszą zadziałać w swojej sprawie, czemu akurat oni odcięci być mają od wsi?
Altos: Szkodą dla całej wioski mają to uzyskać? Ta zatoka korzyścią dla wszystkich jest i odciąć ją to koszt dla wszystkich.
E: A czemóż by nie mogli zadziałać, jak prawo do wsi i lasu im też przysługuje?
A: Nie kosztem innych, bynajmniej.
E: Cóż zatem zrobić, by siebie ocalić? Drwa im należno jak inni mają!
A: Drwa może z brzegu im przekażą?
E: Raz dostaną czy dwa, a barki stale trzeba zbijać.
M: Przejdźmy nad mierzeję, gdyż muszę coś sprawdzić.

Drewno istotnie jest kluczowe dla zaopatrzenia wioski, podobnie jak i narybek z zatoki. Kraniec mierzei nie jest daleko od brzegu, jednakże głęboka dzieli je woda. Spoglądam na las, na którego skraju leży kilka świeżych bali, niepociętych jeszcze i nieobrobionych.

M: Pomóc garstce i nie szkodzić reszcie, kwestia niełatwa. Drewna znosić na mierzeję się nie opłaca, aczkolwiek wszystkim zapewnić musimy dostatek. Zasób ten jest kluczowy, i wiem już jak przydać się może. Zaiste dostęp do niego dzieli wioskę, acz gdyby połączył?

Mosty to jedno z ważniejszych osiągnięć architektury. Prosta konstrukcja, która umożliwia łączenie szlaków mimo dzielących je wód czy przepaści. Niewątpliwie doświadczenie z budowy nad Kanałem Centralnym może przydać się i u rybaków.

A: Wspólną pracą, mieszkańcy wybrzeża mogą postawić drewniany most.
E: Mieszkańcy mierzei uzyskają to, czego pragną, bez szkody dla innych.
M: I każdy obdarzony będzie sprawiedliwie.

Niewiele minęło od naszych rozmów, gdy pierwsi rybacy wracają z połowów, a łowcy i drwale z lasu. Prace nabierają tempa, bowiem nie brakuje rąk do pracy, oświeconych ideą mostu. Słońce zdążyło nieznacznie przemieścić się na horyzoncie, podczas gdy stawiane są ostatnie belki nad cieśniną. W centrum wioski podnosi się radosna wrzawa, a w powietrzu czuć zapach pieczonych ryb i dziczyzny. Zaproszeni do wspólnego świętowania, chętnie przyłączamy się do biesiady. Tymczasem zjawia się wójt.
- Jakżeście panie na to wpadli, nie wiem, wiem ino iż wdzięczni wam jesteśmy wielce. Zaprzeczyć nie lza, iż rządzić będziecie godziwie na tych ziemiach. Spożyjcie w tem z nami wieczerzę, tyle jeno możem dla was zrobić.

Tak też zrobiliśmy. Przy towarzystwie skromnych mieszkańców wioski upłynął nam dzień w ujściu Hemery. Słońce chyli się ku zachodowi, co znaczy, iż czas nasz nadchodzi, o czym zdołaliśmy już wcześniej powiadomić.

- Konie wasze napojone, a wóz gotów do drogi.
- Miło było gościć u was wójcie. Wieś wasza widnieć na mapach będzie jako Hemren, książęcy port u ujścia Hemery, gdzie zmierzać będą kupcy i towary spod miasta Caer Ened. Niech ziemie te dalej przynoszą wam szczęście i dostatek.
- Niech drogi wasze szerokie doprowadzą was gdzie misja kieruje, sprawiedliwy książę Meredusie.

Wśród odrębnych cnót Altosa i Egeosa udało się odnaleźć wspólny środek – jest nim sprawiedliwość wobec siebie i innych. Kimże bowiem ten, kto miast walczyć o siebie działa tylko dla innych, i kimże ten, kto wyłącznie sam żyje dla siebie? W czerwonej poświacie znad dalekiego zachodu, wyruszamy w dalszą podróż ku Coronum Caeltar.

~
NOC I — STRAŻNICA

Nyksohemerię powoli spowija płaszcz nieprzeniknionej ciemności. Latarnie wozu subtelnie oświetlają swą aurą nasz konwój, dostatecznie by strachliwe konie nie dezorientowały się wśród mroku. Podróż przez lasy przebiega spokojnie, wśród stałego szmeru zagubionego wiatru, zagłuszającego niesłyszalny już w oddali szum Hemery. Nocą las zdaje się mieć zgoła inne oblicze niż za dnia, kryjąc jakby swój całokształt na przestrzeni doby. Zmusza on poniekąd do zadumy, którą przerwać raczę wznawiając opowieści o mej zacnej kompanii. Może wydać się dziwnym opisywanie mych towarzyszy parami, jednakże niektóre osoby tak bywają nadzwyczajne, iż nie sposób bez porównania je przedstawiać. Mowa tym razem o dwóch niewiastach, niezwykle tajemniczych i nad wyraz uzdolnionych w swym fachu. Astra jest jedną z najpotężniejszych mistyczek kontynentu – znaną ze swych zdolności wróżenia, przewidywania czy onejromancji, których źródłem być może nadprzyrodzona intuicja. Nieoceniona jest jej znajomość metafizyki czy psychologii, co dla wielu czyni ją duchową uzdrowicielką, a nawet wyrocznią. Zupełnym jej przeciwieństwem zdaje się Matera – wielka badaczka nauk naturalnych, której wprawione oko według opowieści zdolne jest do bezbłędnego ocenienia wieku niejednego starodrzewu, czy nawet wytropienia rysy brylantu. Jej prace dla licznych uniwersytetów stoją u podstaw dzisiejszej medycyny, metalurgii, jubilerstwa czy nawet architektury. Co zastanawiące jest jak dotąd, mimo spodziewanego starcia mistycznej intuicji i badawczej dociekliwości, obie postaci bywają milczącym ogniwem całej kompanii. Wśród głębi otaczającej przyrody zdają się obie tkwić w rozmyślaniach, toteż momentami wydaje się, jakby były wręcz nieobecne w swej ciszy. Niełatwo jest jednak ocenić, czy przyczyną może być cień nieprzyjaznego nastawienia, czy może zwyczajny brak wzajemnej ciekawości. Nie mnie jest to jednak oceniać, gdyż zapewne im tylko znane są własne ich intencje.

Skupię się zatem na własnych działaniach, bowiem właśnie przyszło nam skierować się nieco na zachód, w kierunku Nyksu. Nad ową rzeką znajduje się miejsce, które w swym planie obrałem na następny dłuższy postój. Jest to stara wieża strażnicza, przy której złączają się dwa odrębne szlaki biegnące z południa na północ. Pochodzenie jej nie jest do końca znane – podaje się, iż wybudowano ją jako przyczółek dla wędrowców i kupców na szlaku, gdzie mogliby oni spocząć i uzupełnić zapasy. Obecnie jednak wieża jest raczej opustoszała, bowiem niewielu wybiera się w te strony, jako iż najszybszy i najbezpieczniejszy szlak handlowy z południa do Zatoki Metlańskiej prowadzi przez Dolinę Irdy, odgrodzoną od Nyksohemerii wysoką barierą Gór Nocy. Możemy zatem nazwać tę wizytę pionierską jak na swe czasy. Istotnie, po zbliżeniu się łatwo było ocenić, iż wieża jest bliska ruinie, pusta i pozbawiona jakiegokolwiek życia. Mimo to jednak zdaje się napawać pewną obecnością, zapewne po części dzięki możliwości schronienia, lecz także jej nieznanej historii. To dziwne uczucie daje się poznać po wszystkich z nas, co ciekawe jednak, najbardziej zaintrygowane wydają się wspomniane dopiero Astra i Matera, wciąż milczące, jednak przekazujące sobie nawzajem dziwne spojrzenia, świadczące o ich nadzwyczajnym stosunku wobec tego miejsca. Dotarliśmy wreszcie na wzniesienie, zwieńczone wysokim lecz skruszonym przez bezlitosny czas murem. W świetle pochodni widoczne się stają liczne odłamki gruzu i pozostałości po drewnianej zabudowie, okalające martwą budowlę. Postanowiliśmy rozbić obóz wokół czegoś, co przypomina porzucone palenisko, przywracając je po latach w stan używalności. W trakcie spożywania przygotowanej nad nim strawy wymieniamy parę historii i teorii wobec tego miejsca, jednocześnie dyskutując na temat dalszych planów.
Meredus: Przed nami wciąż czeka spory kawał drogi. Jednakże nadarzyła nam się możliwość spoczynku i zbadania tego miejsca, co bez wątpienia pragnę uczynić. Musimy się zatem rozdzielić, gdyż czeka nas tutaj sporo pracy. Egeos, Altos, wy rozejrzyjcie się po okolicy. Poszukajcie wszelkich śladów ludzi, zwłascza od połuduniowej strony, w pobliżu szlaku na południe. Być może w ten sposób pozyskamy jakiekolwiek wskazówki na temat tego miejsca.
Oboje skinęli ze zrozumieniem.
Meredus: Reszta zajmie się badaniem wieży. Musimy rozejrzeć się za wszelkimi dokumentami, mapami czy ewentualnym zaopatrzeniem. Nie wiemy jaki jest stan budowli, zatem zachować musimy wszelką ostrożność. Jeśli konstrukcja nie jest naruszona, będziemy mogli przejrzeć również piętra. Wprawdzie nie widać tu zbytnio wiele ludzkiej aktywności, jednak strażnica mogła nie zostać całkiem ograbiona nim przestała pełnić swe funkcje.

Po dłuższym odpoczynku przyszedł czas by wkroczyć do wieży. Mimo licznych uszczerbień mury zdają się być solidne, brak w nich bowiem śladów większych załamań czy obsunięć. Przekraczamy pozbawione wrót wejście, momentalnie stykając się z zapachem wilgoci i stęchlizny. Przestronna komnata wypełniona jest jedynie pozostałościami beczek i desek, a grube ściany pokrywają liczne mchy i grzybnia. W górę strażnicy prowadzi wyrwami w piętrach spróchniała drabina, w której wytrzymałość raczej nie odważyłbym się uwierzyć. Jednakże ciekawość wymusza od nas dostanie się w jakiś sposób na szczyt. W trakcie dokładnych oględzin parteru uwagę mą przykuwa jednak podłoga, a konkretniej, sterta niechlujnie położonych płyt i desek. Pokuszenie się o ich przestawienie okazało się niesamowicie istotnym pomysłem – spod prowizorycznego zabezpieczenia naszym oczom ukazuje się dość głęboka wyrwa, która zdaje się prowadzić do podziemii wieży. Wobec tego odkrycia postanowiłem nieco usprawnić badania obiektu.
Meredus: Zanosi się, iż strażnica kryje przed nami więcej tajemnic niż się spodziewaliśmy. Musimy znów się rozdzielić. Ktoś musiał mieć powód, by tak pieczołowicie zakryć to wejście. Astro, Matero, mam przeczucie, iż jeśli kryją się tam jakieś zagadki bądź dokumenty, wasza wiedza może się przydać.
Astra: Wyczuwam silną aurę wokół tego miejsca. Twa intuicja może być słuszna, Meredusie.
Matera: Każda informacja nam się przyda. Wejście wygląda na nieco niestabilne, powinniśmy wyposażyć się w liny.
Meredus: Mogą się przydać również by dostać się na górę. Nie ma wątpliwości, iż nie można zaufać tym spróchniałym belkom, które jedynie w czasach świetności szlaku północnego ktoś odważyłby się nazwać drabiną. Wszelkie narzędzia są na wozie, zamontujemy tu asekurację, a następnie udacie się na dół, a ja z resztą dostaniemy się na piętra.

Gdy wszelkie zabezpieczenia zostały zamontowane, a my wyposażyliśmy się w uprzęże, przyszedł czas by dostać się na górę. Wspinam się pierwszy, dostając się dzięki linom na następną kondygnację. Trafiam do pomieszczenia wypełnionego głównie zniszczonymi beczkami, żelaznymi kotłami i słomą. Pokryte sadzą ściany i sufit jedynie dopełniają mego przekonania – musiała znajdować się tu kuchnia bądź spiżarnia. Brak obecności gryzoni czy karaluchów świadczy również, iż wszelkie resztki, którymi cokolwiek mogłoby się zainteresować, zniknęły stąd na długo przed naszym przybyciem. Po wstępnych oględzinach pomagam wciągnąć się na górę mej kompanii, po czym kontynuuję wspinaczkę. Po wkroczeniu na drugie piętro dostrzegam liczne żelastwo, w tym parę ostrzy, ułamane kowadło czy cienkie płyty i łańcuchy. Rozlatujące się pozostałości po trzonkach czy włóczniach niewiele się różnią od każdej napotkanej w wieży deski, w której obecnie więcej masy stanowi grzyb niż drewno. Bez wątpienia piętro to stanowiło zbrojownię, co nie jest rzeczą dziwną w budynku o charakterystyce raczej obronnej. Kontynuując podróż ku górze, piętro trzecie na pierwszy rzut oka wyróżnia się najmniejszym stopniem ograbienia – znajdują się tu pozostałości łóżek, które jak widać niczym nie zdały się wszelkim szabrownikom, którzy pozostawili je w stanie praktycznie nietkniętym, czemu destrukcyjna przyroda starała się z całych sił przeciwstawić. Gdybym postanowił opisać wszystkie znajdujące się tu narośla, mógłbym skazać studentów niejednego wydziału przyrodniczego na kilka solidnych kolokwiów. Pozostawiam jednak takowe badania botanikom i mikrobiologom, którzy zechcą wybrać się ze swej uczelni do tego opuszczonego bastionu. Tymczasem wspinam się na kolejny poziom, podobnie wypełniony meblami, jednakże nieco innymi niż trzeci. Łamiące się biurka, przewrócone regały i złamane świeczniki – zapewne było tutaj pomieszczenie robocze, wypełnione księgami czy mapami. Lokalizacja na tak wysokiej kondygnacji mogłaby być pomocna dla kartografów czy obserwatorów nocnego nieba, choć niecodziennym by była biblioteka czy stanowisko badawcze w wieży warownej. Właściwie, gdyby nie obecna tu stęchlizna i gruz zamiast umeblowania, byłaby ona lepiej wyposażona niż niejeden dom. Dalsze oględziny nie ukazały jednak niczego, co warte byłoby uwagi – jeśli były tu kiedykolwiek jakieś księgi, próżno szukać ich w najbliższej okolicy. Udaję się na najwyższe z pięter strażnicy. Od skruszonych lekko murów otaczających najwyższą platformę mój wzrok przykuwa niesamowity krajobraz, którego nie zdołałbym tutaj dokładnie opisać. Rozległa Dwudolina Nyksohemerska skąpana w świetle księżyca rozciąga się od wybrzeży Zatoki Hemerskiej ku samemu Coronum Caeltar, a otaczają ją nieprzebyte Góry Dnia i Nocy, zamykając to mistyczne miejsce z trzech stron świata. W tym subtelnym oświetleniu źródła Nyksu i Hemery rzucają delikatny blask w swych rozległych dolinach, a podmuchy wiatru od czasu do czasu poruszają lekko gęstwinami drzew. W oddali, na południu dają się zauważyć światła wsi i miasteczek Centrum, które pogrążone w głębokim śnie napawają spokojem. Jednakże nasza podróż nie prowadzi ku zacisznym i wypełnionym wiejskim duchem gospodom, lecz ku obcym i nieznanym szczytom, z których dane nam będzie oglądać cały kontynent.

Gdy zeszliśmy z wieży, czekali na nas w obozie Egeos i Altos, niosący wieści ze szlaku.
Meredus: Co udało wam się ustalić, rozglądając się po okolicy?
Egeos: Tak jak przeczuwaliśmy, brak jest w najbliższym sąsiedztwie kogokolwiek, kogo można by zapytać o strażnicę.
Altos: Znaleźliśmy jednak parę porzuconych wozów i znaków, które potwierdzają handlowy charakter szlaku. Gdy bastion opuszczono, musieli na nim pojawić się bandyci, zmuszając kupców do bezpieczniejszych wyborów.
Meredus: Oględziny wnętrza wieży sugerują, iż musiało to odbywać się bardzo dawno przed naszym przybyciem. Sam budynek był doskonale wyposażony, wysoce autonomiczny, zapewne zdolny nawet do przetrwania długotrwałego oblężenia. Niestety jednak, oprócz murów, niewiele pozostało z jego świetności.
Altos: Gdzie podziewają się Astra i Matera?
Meredus: Wygląda na to, iż dalej badają podziemia strażnicy. Myślę, iż wartoby tam zajrzeć, być może potrzebują naszej pomocy.
Egeos: Ktoś musi dopilnować pieczeni, w końcu wątpię iż pragnęliby zagryzać się węglem.
Meredus: Podejrzewam, iż to ty najbardziej ostrzysz na nią zęby. Jednakże słuszna to uwaga, pozostań zatem przy ognisku. Kto jest na siłach, niech idzie za mną.

Po wkroczeniu do strażnicy udajemy się do podziemii, skąd dobiegają odgłosy rozmowy.
Matera: To nie jedyny taki obiekt na kontynencie i nie wydaje mi się, by nadto się wyróżniał. Na nic nam spekulacje, nim zdołamy zaczerpnąć informacji ze źródeł.
Astra: Jednakże gdy takowych nie mamy, trzeba posłużyć się intuicją. Nie twierdzisz chyba, iż postawiono go tu bezcelowo? Powiązana z nim jest wola jego twórcy, który łączyć z nim musi swoiste znaczenie.
Matera: Sama symbolika nie zdradzi nam mechanizmów jego działania.
Kamienne schody prowadzą do podziemnego pomieszczenia, będącego zupełnym przeciwieństwem strażnicy, którą mieliśmy okazję badać nad ziemią. Sala przypomina ukrytą bibliotekę, zdającą się pozostawać w nienaruszonym stanie od czasu opuszczenia wieży. Liczne regały i skrzynie, mimo oczywistych pęknięć starzejącego się drewna, stoją wypełnione wciąż księgami i wszelkimi drobiazgami. Ściany pokryte są zdobieniami i obrazami, a zwieńczenie jednej z nich stanowi łuk z ciemnego kryształu, skrzący fioletowymi błyskami w świetle płomieni zawieszonych latarni.
Meredus: Wygląda na to, iż porzucony bastion krył przed nami tajemnicę. Jak widać, grube warstwy gruzu zniechęciły do poszukiwań wszelkich grabieżców, spodziewających się tutaj pustych lochów.
Matera: Mało która akademia mogłby pochwalić się takimi zbiorami. Księgi które się tu znajdują są w wybitnym stanie i zdają się swym pochodzeniem obejmować całe południe.
Astra: Odnalazłyśmy również liczne medykamenty, zioła czy amulety. Musiała być to wyjątkowa pracownia, to miejsce wręcz wypełnione jest mistyczną energią.
Meredus: Z pewnością godna jest licznych przyszłych badań. Musimy zadbać, by pozostała ona w obecnym stanie, nim wyruszą tu kolejne ekspedycje. Intryguje mnie tutaj jednak to, co zapewne intryguje i was. Matero, czy oczy nie mylą mnie, co do tego fioletowego połysku?
Matera: Zdecydowanie jest to szkło wulkaniczne. Uformowany w kształt portalu łuk został pieczołowicie wygładzony, a brak pęknięć sugeruje wybitne rzemiosło. Nie jest bowiem łatwo rzeźbić w obsydianie.
Meredus: Czy udało się wam ustalić, jaka jest jego funkcja?
Astra: Obiekt ten opisuje ta oto księga. Autor określa go jako rodzaj portalu, sugerując przeniesienie do innego miejsca.
Meredus: Miejsca i światy… Napisano tutaj, iż zdolny jest on do indukcji pewnego rodzaju… wizji?
Matera: Ludzie wiążą fizyczne obiekty z różnego rodzaju zjawiskami. Jednakże twórca portalu nie pozostawił zbyt wiele informacji, które pozwoliłyby ustalić to połączenie. Brak tu jest jakichkolwiek mechanizmów czy urządzeń, które mówiłyby nieco o potencjalnym wykorzystaniu specjalistycznych technologii.
W istocie, sam portal zdaje się nie mieć nadzwyczajnych właściwości. Jednak po rozejrzeniu się, kilka obecnych tu obrazów, ukazujących różne, nieznajome raczej miejsca, staje się wskazówką w rozmyślaniach.
Meredus: To wszystko przywołuje mi na myśl pewną teorię. Zapewne, dane wam było zetknąć się z Universum Gaeth?
W podziemnej bibliotece zapadła chwilowa cisza, którą przerywają jedynie trzaski płomieni i niosące się echem oddechy.
Matera: Wielu badaczy odrzuca całkowicie tę hipotezę, jednakże dłuższa dygresja pozwala nieco załamać obecny dotychczas światopogląd.
Astra: Stanowi ona niemałą tajemnicę. Niełatwo ją zgłębić, bowiem wymusza refleksję nad bytem i jego możliwościami.
Meredus: Rozejrzyjcie się. Te wszystkie miejsca muszą być wyjątkowo odległe, choć tutaj zdają się być na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba wiele, by się do nich dostać, bowiem będąc tutaj już w nich jesteśmy.
Astra: Ich działanie jest silne, znacznie wpływają na otaczającą aurę. Nietrudno zjednać się z jednym z nich. Ukryte w fizycznym medium wykraczają poza swą formę, dając umysłowi możliwości pierwotnie niedostępne.
Matera: Rzeczywiste obiekty mogą kryć subiektywne znaczenie. To zaskakujące, jak wiele przekazać można nie dając jednoznacznych i precyzyjnych wskazówek.
Astra: Jednakże bez jakichkolwiek wskazówek z otaczającego nas świata, umysł nie zdoła stworzyć własnego obrazu. Nieznajomość rzeczywistości powstrzymuje nas przed odtworzeniem jej iluzji.
Meredus: Niewątpliwie, twórcy tego miejsca należy się podziw i szacunek.
Percepcja wymaga zarówno przyjęcia zmysłowej informacji o otaczającym nas świecie, jak i ich subiektywnej analizy. Ten, kto nie przetwarza znaczeń ukrytych w materii, niezdolny jest podziwiać jej obrazy; ten zaś, kto nie przyjmuje do siebie żadnych własności swego świata, żyć może jedynie w obrazach nicości.
Po chwili zadumy udajemy się na powierzchnię, by z powrotem zabepieczyć wejście do biblioteki. Przez okna kamiennych murów dostaje się zapach upragnionej kolacji.

Po najedzeniu się i odpoczęciu przyszedł czas na podjęcie dalszych decyzji. Wśród blasku ogniska i księżyca podejmuję rozmowę.
Meredus: Droga z południa do Coronum Caeltar jest daleka i męcząca. Miejsce, w którym się znajdujemy, będzie idealnym postojem dla przyszłych podróżników. Choć nie należymy do jej pierwotnych stwórców, teraz strażnica leży na ziemiach Caer Ened, zatem na nas spoczywa obowiązek przywrócenia jej świetności. Będzie ona należeć do szlaku i jako przynależność do wszelkich wędrowców służyć im schronieniem.
Altos: Będzie to wysoka odpowiedzialność, ale i szlachetny czyn. Jeśli można, już dziś zawezwałbym po pomoc z Hemren. Bieg Nyksu przed świtem sprowadziłby mnie na południe księstwa, skąd w galopie zdążyłbym nadrobić w ciągu doby.
Meredus: Trafny pomysł, Altosie. Szlak ku strażnicy został przetarty, takowy i przetrzemy na północ stąd. Przychodzi nam się rozdzielić, zatem musiamy zachować ostrożność. Jako iż samotna podróż stwarza ryzyko, nie udasz się do Hemren sam. Egeosie, zechcesz towarzyszyć mu w tej wyprawie?
Egeos: Z przyjemnością zdejmę z niego brzemię samodzielnej wyprawy, bowiem nie każdy jest doń przeznaczony.
Altos: Miło jest słyszeć te słowa. Pospieszmy się zatem, bowiem im prędzej wyruszymy, tym szybszy będzie nasz powrót.
Po sprawnym przygotowaniu łodzi i krótkim pożegnaniu, oboje wyruszają z prądem rzeki. Tymczasem w obozie, uświadomionym iż niewzskazanyteraz będzie pośpiech, pojawiły się pomysły jak zagospodarować najbliższy czas.
Astra: Wizyta w bibliotece napełniła mnie chęcią tworzenia.
Matera: Co powiesz zatem na wyzwanie rzemiosła?
Astra: Martwiłam się już, iż nie zapytasz. Zgodnie z nabytą inspiracją sugeruję sztuki wizualne.
Matera: Zatem niech tak się stanie.
Meredus: Pamiętajcie jednak, iż wyruszyć musimy nie później niż o świcie. Pozwólcie, iż jako tematykę narzucę wam naszą ojczyznę. Niech przywołany zostanie jej obraz.
Obie twórczyni prędko przystąpiły do działania. Matera postanowiła stworzyć kamienną rzeźbę, którą przy użyciu dłut poczęła obrabiać z zabójczą prędkością. Tymczasem Astra zaplanowała stworzenie iluzji, która przywoła w umysłach obraz opuszczonego kraju, korzystając z wszelakich wywarów i technik sugestii. Nie zajęło to długo, nim projekty te zostały ukończone. Pierwsza do demonstracji przystąpiła Matera, odsłaniając kamienny posąg przedstawiający smoka, pokrytego dla bieli wapnem.
Matera: Cóż może bardziej przypominać nam o domu, niż jego symbole?
Meredus: Twa precyzja w oddaniu detali jest wręcz niewiarygodna Matero. Zaprawdę nie znam zdolniejszych rzemieślników w całej Esedii.
Następna swe dzieło przedstawia Astra. Wręcza nam wszystkim aromatyczne kadzidła, dając wskazówkę.
Astra: Gdy spowije was moc wywaru, spróbujcie przywołać silne wspomnienie związane z domem.
Tajemniczy eliksir sprawia, iż niespodziewanie znajduję się z powrotem u wybrzeży Rusi. Nad spowitą we mgle zatoką wznosi się biały smok, który zakreślając okrąg na niebie rozpływa się, a wraz z nim mgła i mistyczna iluzja, przenosząc mnie z powrotem pod strażnicę.
Meredus: Pod odpowiednim nadzorem, siłą wyobraźni staje się silniejsza od rzeczywistości. Nie znam na kontynencie mistyka, który umiałby z taką mocą przywołać przeszłe wspomnienia.
Gdy działanie wywaru całkowicie się rozproszyło, wznowiliśmy rozmowę.
Meredus: Nie ma możliwości jednoznacznie wskazać zwycięzcy, bowiem oba projekty w swej wybitności nie mają sobie równych. Jednakże, choć iluzja była wybitna, brak jej trwałości fizycznego świata. Rzeźba tymczasem, mimo wspaniałego kunsztu, niezdolna jest nadto wpłynąć na umysł. Jednakże połączenie cech obu pomysłów…
Nie trzeba było kontynuować wypowiedzi, bowiem Astra i Matera, po krótkiej wymianie spojrzeń, musiały wpaść na dosyć zbliżony pomysł. Tymczasem reszta kompanii zaczyna przygotowania do opuszczenia wieży. Gdy wóz jest już gotowy do drogi, artystki zaprosiły nas na ich wspólną prezentację. Gdy zbliżyliśmy się do rzeźby, ta zaczęła zmieniać kolory, a nad nią zdawał się jaśnieć nierzeczywisty wręcz blask.
Matera: Nawet najszlachetniejszy przedmiot skorzystać może na odrobinie iluzji.
Astra: A jako iż ma silne oparcie w rzeczywistości, nie rozpłynie się ona z nadmierną łatwością.
Meredus: Cóż mogę rzec, nigdy nie przestaniecie mnie zadziwiać. Nie daje mi to jednak spokoju – czemuż nagle smok zmienił barwę na czarną?
Matera: Brak na tym świecie rzeczy i zjawisk, które nie odbiegałyby od ideału.

Wraz z oddalaniem się od strażnicy niebo lekko się rozjaśnia, jednakże z północy zaczynają nacierać w naszym kierunku coraz to grubsze chmury. Dzień może przynieść nam nowe wyzwania, zwłaszcza gdy nasza grupa nieco się zmniejszyła. Nie ma jednak siły, która zdolna byłaby powstrzymać marsz książęcej kompanii ku szczytom Coronum Caeltar.

~
DZIEŃ II — PUSTKOWIA

Wędrówka pod okrytym szarą płachtą niebem upływa monotonnie. Gęsty las ciągnie się nieskończenie, nie zmieniając swego oblicza choć na moment. Coronum Caeltar wciąż jest jedynie drobiazgiem na dalekim horyzoncie, który tylko przybliża się nieznacznie wraz z upływem czasu. Dobrą wiadomością jest iż, zgodnie z mapami, zbliżamy się do połowy naszej drogi. Góry Dnia i Nocy odsłaniają przed nami głębokie i odległe doliny, których delikatne strumienie zdają się wspinać po potężnych szczytach. Ciążącą co rusz melancholię cichego konwoju przerywają czasem drobne historie i opowiastki, począwszy od ludowych przypowieści, przez plotki do legend i bajek. Wiele jest bowiem na świecie miejsc, które darzą nas ciekawostkami i klejnotami lokalnych kultur, a najciekwasze wydają się zwykle te najbardziej odległe. Od zawsze zresztą najbardziej przyciąga nas nieznane, dlatego też opowieści z Ekencji, Zurganii czy odległej Josforii wzbudzają zachwyt u mieszkańców całego kontynentu. Jako najbliższa nam wśród nich, Ekencja wywarła niemały wpływ również na naszej kulturze, dając nam zagłębić się w świat rozleglego stepu, koczowniczych plemion, szamanizmu i bogatych panteonów bóstw. Atmosferę tamtejszych ksiąg podbudowuje specyfika lokalnych języków, z których pochodzą niewymawialne wręcz często nazwy osób i miejsc, ukazując postaci szamanów, jak Lakkokurbmamjak, czy wyznawanych przez nich bogów, jak Sugmivattak czy Joakkakiabma. Ostatnią z nich, będąca ekencką boginią łowów, nazwać można mianem bliżej poznanej poprzez obecność w licznych bajkach i legendach. Ta, której łuk nigdy nie chybi, ma regulować równowagę w przyrodzie, będąc również boginią śmierci. Mitologia ekencka oczywiście zawiera również bóstwa odpowiedzialne za powoływanie istot do życia, jak powiązany ze słońcem Cakki, życiodajna ziemia – Ukĉi, a także Księżyc.

Wśród wielu odległych tajemnic, region Siedmiorzecza również nie pozostaje bez własnych opowieści. O powstaniu Coronum Caeltar krąży ludowa legenda, opowiadająca o Wotanie – bogu ziemi, którego młot ukształtował świat jaki dziś widzimy. Wedle niej, świat był niegdyś jedynie bryłą nieociosanej skały, opływanej przez beskresne wody wielkiego oceanu, nad którym po nieskończonych niebiosach podróżował wieczny Rydwan Chronosa, boga czasu. Z niego niegdyś zstąpił Wotan by nadać kształtów pustemu światu, dzierżąc młot o mocy tysiąca wulkanów i precyzji kryształowego ostrza. Jedno z jego uderzeń było tak silne, iż zderzając się z powierznią tworzonego świata rozdzieliło go na kontynenty oddzielone rozległymi wodami. Na płytach tych boski kowal wypiętrzył siągające pod niebo górskie szczyty, w których wydrążył doliny niosące życiodajną wodę ku morzu. Chcąc powrócić na niebiański zaprzęg boga czasu, przywołał go ku sobie uderzając w najwyższą górę świata. Gdy zanikał w blasku komety, młot upadł nieopodal Coronum Caeltar, do którego wnętrza po dziś nie dosięga wola Chronosa, którego Rydwan dyktuje losy i przyszłość świata, spuszczając nań iskry życia i śmierci. Mawia się, iż po dzień dzisiejszy oceany falują w rytm nadany im przez samego Wotana. Historia ta, choć nieco bajeczna i niezgodna z wizjami geologów, jak każda legenda niesie ze sobą ziarno prawdy. Badania bowiem potwierdzają, iż kształt tego łańcucha górskiego mógł być owocem zderzenia z Esedią meteoroidu, zwanego zwykle Kometą Wotana na cześć powiązanego z nią bóstwa.

Dokładna analiza samego Coronum Caeltar zbliża się wraz z powolnymi krokami, jakie czyni nasza kompania. W niektórych wizja ta wywołuje pośpiech, inni pragną cieszyć się jak najdłużej samą podróżą. Jest to moment, by przedstawić ostatnich dwóch kluczowych członków tej wyprawy. Pierwszy z nich, Rataon, może być uznany za uosobienie zimnego racjonalizmu. Jest on pochodzącym z południa urzędnikiem, znanym z wysokiego zamiłowania do rozsądku, wedle którego rozpatrza wszelkie lokalne sprawy i zmienia prawa, którym podlega ludność. Eufora natomiast jest znaną aktorką krążącego po kontynencie obwoźnego teatru, bywającą często na lokalnych świętach, festynach i ceremoniach, podążając tam, gdzie wezwie uczucie. Jak dotąd tych dwoje nie sprawiało wrażenie konfliktowych, jednak problemy zaczęły wzbudzać decyzje dotyczące postojów. Rataon, chcąc jak najszybciej dostać się pod Coronum Caeltar, sprzeciwia się zbyt częstemu, zbędnemu zatrzymywaniu, uznając je za irracjonalne, gdy wszyscy towarzysze oraz pociągowe konie są w pełni swych sił. Eufora, chcąc nacieszyć się otoczeniem dolinnego krajobrazu, czuje się niekomfortowo w obliczu zbyt szybkiego tempa podróży. Jako iż leśne gęstwiny rzadko kiedy odkrywają jakiekolwiek ciekawostki, każda polana czy strumień wydają się idealnym miejscem do rozbicia obozu i afirmacji otaczającej przyrody oraz zabawiania pozostałych członków wyprawy. Zaiste wiele jest do obserwacji podczas przemierzania Nyksohemerii. Wraz z przemieszczaniem się na północ ujawniają się wysokie szczyty i rozległe doliny Gór Dnia i Nocy, których strumienie spływają po barwnych skałach nawadniając sięgającą za horyzont szatę roślinną. Ta również zmusza do refleksji, bowiem różni się ona coraz bardziej od spotykanych nad Zatoką Hemerską dębowych borów – pojawiają się tu częściej drzewa iglaste, liczne krzewy bogate w górskie owoce, a w wysokich, odległych górach kosodrzewina i górskie łąki. Ten właśnie majestatyczny krajobraz nakłania do odpoczynku, jednocześnie opóźniając nasze dotarcie do celu.

Powoli zbliżamy się znów nad brzeg Hemery. Docieramy na niewielką polanę nieopodal rzeki, co owocuje spodziewalną dosyć reakcją Eufory.
Eufora: Ależ bajeczne miejsce, spójrzcie na widoki dookoła. Myślę, iż jest to idealne miejsce na postój.
Rataon: Zatrzymywaliśmy się niedawno. Losy Księstwa spoczywają na naszych rękach, toteż nie możemy pozwolić sobie pozostać w Nyksohemerii zbyt długo.
Meredus: Rzekłbym nawet, iż nasze konie nie zdążyły się zmęczyć od ostatniego postoju. Przyznać trzeba jednak, iż nie tylko to nas spowalnia, bowiem ładunek znajdujący się na wozie oraz jego konstrukcja znacznie ogranicza jego szybkość.
Eufora: Czy wszystkie te skrzynie są nam rzeczywiście potrzebne? Lasy zaopatrują nas stale w zwierzynę, a rzeki uzupełniają zapasy wody.
Meredus: Cóż, nie transportowalibyśmy niczego, co miałoby okazać się zbędnym. Choć ciężkie, żelazne głównie i ostrza narzędzi umożliwiają nam przedzieranie się przez lasy i wzgórza, a także przydają się na polowaniach. Księgi również są dla nas kluczowe, bowiem tylko dzięki nim będzie nam dane założenie w stolicy Akademii.
Astra: Warto także zauważyć, iż żadne polowanie nie zaopatrzy nas w miód, który od początku umila nam podróż i odpoczynek.
Matera: Pozwólcie, iż opowiem się po stronie Eufory, jednakże z nieco innych pobudek. Nasz wóz ugina się pod ciężarem, co może przysporzyć nam niebawem znacznych problemów. Powinniśmy się zatrzymać i zastanowić, co należy zrobić.
Meredus: Dobrze więc, uczyńmy zatem tutaj nasz postój.

Po odwiązaniu koni rozsiedliśmy się na polanie, kontynuując rozmowę.
Meredus: Matero, czy masz jakiś pomysł, jak możemy usprawnić ten wóz?
Matera: Obawiam się, iż nie możemy uczynić za wiele. Nie jest on przystosowany do takiego ciężaru, co widać chociażby po odginających się osiach.
Rataon: To zdaje się zmieniać postać rzeczy, bowiem uszkodzony wóz uniemożliwi nam dalszą podróż, a nie możemy pozwolić sobie na ryzyko.
Po chwili ciszy, Matera wysuwa oczywisty wniosek.
Matera: Musimy zbudować nowy wóz. Nie będzie to łatwym zadaniem, bowiem nie mamy dostępu do wyspecjalizowanego warsztatu.
Meredus: Mamy jednak narzędzia, które we właściwych rękach bez wątpienia poradzą sobie z wykonaniem potrzebnych elementów.
Eufora: Okolica również nam sprzyja, rozejrzyjcie się tylko. Te lasy zaopatrzą nas w potrzebną ilość materiału, a ze względu na ich skalę odbędzie się to bez znacznego naruszania lokalnego ekosystemu.
Matera: Mogę sporządzić projekt nowego pojazdu. Wprawdzie to dla mnie pierwszy tego typu projekt, jednakże inżynieria mechaniczna nie jest mi obca.
Meredus: Słusznie. W międzyczasie, reszta może zająć się pozyskaniem materiałów.
Matera: Mam już pewien pomysł, dosyć nietypowy, jednak może on istotnie przyspieszyć naszą podróż. Czy posiadamy jakąkolwiek tkaninę, którą można by wykorzystać?
Meredus: Z pewnością, znajduje się ona wśród pozostałych zapasów.
Matera: Trzeba zszyć lżejsze z nich w kształt widoczny na tym szkicu. Przyda się również tłuszcz do nasmarowania i zabezpieczenia drewna, który można pozyskać nad ogniem ze świeżego mięsa.
Meredus: Zatem do naszych zadań należy również dodać polowanie. Musimy pospieszyć się z pracą, gdyż musimy ruszyć dalej przed zachodem.

Po ustaniu planowania każdy przystępuje do swoich zadań. Rataon niezwłocznie udaje się po drewno, jako iż bez wątpienia zbudowanie pojazdu wymaga dużej ilości trwałego budulca. Eufora postanowiła wyruszyć na polowanie, zapewne ze względu na swój stosunek wobec tych lasów; jak powszechnie wiadomo, wielu lubi polować dla rozrywki. Podczas gdy Matera dopracowuje projekt, wraz z Astrą udajemy się do starego wozu by dokonać przeglądu materiałów.
Meredus: Jako iż ten wóz już się nam długo nie przysłuży, należałoby go rozładować.
Astra: Myślę, iż również sam wóz można by zdemontować. Do tego jednakże zdatna byłaby pomoc Matery.
Meredus: Póki co, zacznijmy od tej skrzyni. Ostrożnie, jest wyjątkowo ciężka.
Astra: Narzędzia, uzbrojenie… mamy nawet zapasowe siodła.
Meredus: Przygotowaliśmy się na prawie każdą ewentualność. Teraz pora na beczki.
Astra: Na jaką ewentualność może być potrzebna taka ilość alkoholu?
Meredus: Na dalekiej północy można zatęsknić za smakiem pensudawskich festynów.
Astra: Nie odczuwam aż tak wielkiej tęsknoty do Doliny Irdy czy Canaveral, lecz jest to kwestią gustu.
Meredus: Mamy wciąż spore zapasy jedzenia, możemy długo obejść się bez polowań. Poruszając tę kwestię, można by również rozpalić ogień i przygotować kocioł, podejrzewam iż Eufora prędko poradzi sobie ze swym strzeleckim zadaniem.
Astra: W to nie wątpię. Miałam okazję ujrzeć parę jej występów, pewnego razu ustrzeliła cytrynę z niewiarygodnej odległości, jednocześnie balansując na trapezie.
Meredus: Nasz zapas medykamentów również jest niemały, pennawscy alchemicy przygotowali nas nawet na wypadek nieznanej zarazy.
Astra: Istotnie, nieraz przyszło mi wykorzystywać podobne wywary. Te opatrunki zaś posiadają wyjątkowe właściwości, zdolne są zatamować nawet krawawienie tętnic, choć miejmy nadzieję iż nie będzie konieczności ich wykorzystać. Góry mogą zapewnić nam niebawem dostęp do wielu nowych ziół, dzięki czemu możemy przyczynić się do dalszego rozwoju medycyny na kontynencie.
Meredus: Jest to wysoce radująca perspektywa. W tej skrzyni znajdują się zapasowa odzież i wszelkie tkaniny. Matera wspomniała iż mogą się przydać.
Astra: Mam podejrzenia co do jej pomysłu i zdają się one nieco abstrakcyjne, jednak nie śmiałabym wątpić w sukces tego projektu. Innowacyjność Matery nie zna granic, dlatego też napawa mnie dumą możliwość współpracy przy rozwoju Akademii Księstwa.
Meredus: Posiadamy również spory zapas siana i paszy dla koni.
Astra: Powinno starczyć na czas podróży, jednakże podejrzewm iż koniecznym będzie sprowadzenie zbóż z południa.
Meredus: Istotnie. Założenie gospodarstw rolnych i pierwsze plony będą wymagały znacznej cierpliwości. Pora na ostatnią skrzynię, najcenniejszą. Wypełniona jest wszelkimi księgami, zarówno pochodzącymi z południa, jak i strażnicy. One właśnie stanowić będą fundament Akademii.
Astra: Z pewnością ich ilość zwiększy się niebawem wielokrotnie. Wóz został opróżniony w samą porę, bowiem właśnie zbliża się do nas Matera.
Matera: Projekt jest ukończony. Miło iż wszystko przygotowaliście, można przystąpić do ostrożnego rozebrania wozu, część desek można ponownie wykorzystać.
Meredus: Oczy zapewne mnie nie mylą, jednakże muszę zapytać. Czy to… żagiel?
Matera: Zgadza się. Jak mogliście już zauważyć, stale towarzyszy nam południowy wiatr, pędzący od zatoki przez całą Nyksohemerię. Żagiel wykorzysta tą siłę, by nieco odciążyć konie i przyspieszyć ruch pojazdu.
Astra: Mogę zająć się zszywaniem tkaniny. Wszystkie potrzebne narzędzia znajdują się w tamtej skrzyni.
Meredus: Tymczasem przygotuję palenisko. Wszelkie uszkodzone deski można przeznaczyć na opał, a Rataon wyposaży nas w świeże drewno do obróbki.

Prace przy konstrukcji wozu idą pomyślnie. Ogień jest już rozpalony, a wóz całkowicie rozebrany. Udaję się w stronę Rataona, który zajmuje się rąbaniem drewna.
Meredus: Jak idzie zbieranie drewna, Rataonie?
Rataon: Całkiem sprawnie. Sudawscy rębacze zaopatrzyli nas w wybitne narzędzia z kuźni Rusi. Jeśli uda nam się pozyskać w Coronum Caeltar podobnej jakości stal, bez wątpienia ekonomia Księstwa przeżyje prędki rozkwit.
Meredus: Góry te mogą kryć wiele wybitnych metali i kruszców, które tylko czekają na wydobycie. Możemy przetransportować drewno bliżej obozu i zająć się jego obróbką.
Tak też uczyniliśmy. Rataon i Matera zajmują się już jego przycinaniem, tymczasem z gęstwiny drzew wyłania się postać Eufory, ciągnącej za sobą dzika, zdającego się być większym od niej samej. Niezwłocznie udaję się ku niej z pomocą.
Meredus: Nigdy nie spodziewałbym się, iż dzik może osiągnąć tak wielkie rozmiary. Wybitna z ciebie łowczyni, Euforo.
Eufora: Dziękuję za słowa uznania. Łucznictwo nigdy nie było mi obce, jest to zarówno świetna rozrywka dla samych łowców, jak i dla publiki, dlatego też wielokrotnie wykorzystuję te zdolności na swoich pokazach.
Meredus: Ogień jest już gotowy, możemy oprawić zwierzynę i umieścić w kotle. Tłuszcz przyda się do naoliwienia kół i osi wozu, a mięso będzie zasłużonym posiłkiem. Skórę natomiast możesz zatrzymać dla siebie jako trofeum.
Eufora: Jako odzienie może być pięknym scenicznym dodatkiem. Swoją drogą, podczas polowania wpadłam na pomysł wybudowania w mieście teatru. Jak dotąd, organizowaliśmy jedynie występy na wszelakich festynach w licznych wsiach i miastach kontynentu, jednak posiadanie stałego miejsca dla kultury i rozrywki mogłoby ożywić wizerunek Księstwa, a mi pozwoliłby wreszcie osadzić się choć na jakiś czas w jednym miejscu.
Meredus: Każdy z nas przyczyni się do rozwoju Caer Ened, bowiem stanie się ono naszym nowym domem. Miło słyszeć, iż planujesz pozostać z nami by je budować.

Podczas gdy wóz powoli nabiera kształtu a dziczyzna wrze nad ogniem, w oddali pojawia się dwóch jeźdźców na koniach. Egeos i Altos zdążyli powrócić ze swej wizyty w Hemren, a ich pomocne dłonie z pewnością przydadzą się przy pracy.
Meredus: Witajcie, Egeosie i Altosie. Jak przebiegła podróż?
Egeos: Przyznać trzeba, iż wyznaczony przez naszą wyprawę szlak idealnie nadaje się do konnych wyścigów.
Altos: Zwłaszcza, gdy ma się godnego przeciwnika. Mieszkańcy Hemren niezwłocznie udali się zgodnie z naszą prośbą w kierunku strażnicy i zapewne już pracują nad jej odnową. Przekazali nam również te dwa konie, abyśmy mogli jak najprędzej do was dołączyć.
Meredus: Dobre wieści. Nasze zaś z początku takie nie były, bowiem wóz uszkodził się pod nadmiarem bagażu. Jednakże przystąpiliśmy niezwłocznie do budowy nowego, w czym przyda się również i wasza pomoc. Jeśli się pospieszymy, zdążymy go ukończyć, spożyć kolację i wyruszyć przed zachodem.
Egeos: Altosie, czeka na nas posiłek. Wyczuwam zapach pieczonej dziczyzny.
Meredus: Węch cię nie myli, Egeosie.
Altos: Napoimy konie i przybywamy z pomocą.
Dalsze prace odbywają się bez zarzutów. Wóz jest osadzony na osiach, a gotowy żagiel zamontowany na centalnie osadzonym maszcie. Z pieczeni zdążył wytopić się tłuszcz, który jest gotowy to wykorzystania przy wykończeniu projektu. Przelewamy zawartość kotła do naczynia, a pozostałe mięso umieszczamy bezpośrednio nad ogniem w celu wypieczenia. Po dokładnym nasmarowaniu osi zostaje spora ilość tłuszczu, która przyda się, gdyż surowiec ten może się zużywać. Nadszedł czas by osadzić wóz na kołach, co wymaga współpracy całej kompanii. Gdy to zostaje wykonane, pozostaje przetestować nowy pojazd.
Matera: Koła są poprawnie zamontowane, możemy spróbować nieco popchnąć wóz.
Eufora: Toczy się wyjątkowo lekko.
Altos: To znacznie odciąży konie.
Rataon: A dzięki temu, że mamy ich teraz o dwa więcej, będziemy mogli znacznie przypieszyć.
Egeos: Spakujmy zatem nasz bagaż i przystąpmy do kolacji.
Meredus: Trudno byłoby się nie zgodzić, jest ona w pełni zasłużona.
Tak oto, cała nasza kompania wykazała się zdolnością do znakomitej współpracy. Udało się nam połączyć racjonalne podejście do podróży, czyniąc ją sprawniejszą, z możliwością rozrywki i wypoczynku w drodze, zapewniając nam równowagę między sercem a umysłem. Księstwo Caer Ened powstaje na fundamentach sprawiedliwości, percepcji i równowagi – cech będących złotym średkiem pomiędzy antagonistycznymi pojęciami. Połowa drogi do Coronum Caeltar jest już za nami, ucząc nas w trakcie wprowadzać w życie balans – bowiem często zdarza się, iż najlepsze rozwiązanie to to, które znajduje się pośrodku.

Po spożytej kolacji przygotowujemy się do dalszej podróży. Nasz cel jest bliżej niż początek wyprawy, jednak wciąż wiele pozostaje przed nami. Po zaprzęgnięciu koni kierujemy się z powrotem na północ. Przed nami Coronum Caeltar, muskane lekko promieniami zachodzącego słońca wyłaniającego się momentami spod grubej warstwy chmur, a z południa popycha nas chłodny wiatr, który zdaje się podążać razem z nami od samego początku.

~
NOC II — WĘDROWCY

Choć słońce dawno już skryło się za Górami Nocy, niebo wciąż jaśnieje białawą poświatą, mimo iż zza nierzedniejącej warstwy chmur nie wyłania się jak dotąd tarcza księżyca. Nocne podróże bywają pełne melancholii, bowiem zazwyczaj jest to pora odpoczynku i ciszy. Jednakże, nasza ożywiona kompania przełamuje obowiązujący schemat, pędząc przez Nyksohemerię z jeszcze większym entuzjazmem.
Matera: Nie sądziłam, iż kiedykolwiek powiem te słowa na lądzie, jednak silny rufowy wiatr nam sprzyja.
Eufora: Każde zaskoczenie jest nowym doświadczeniem. Niejedna przygoda jeszcze przed nami.
Matera: Bez wątpienia. Dosyć zastanawiające są obecne warunki pogodowe. Mimo pełni, mało keidy zdarza się obserwować nocą tak jasne niebo.
Astra: Wygląda to niebywale mistycznie. Miejsce to posiada nadzwyczajną aurę – noce zdają się zbliżać charakterem ku dniom.
Meredus: Nyksohemeria nie jest zwyczajną doliną. Jak dotąd, ostatnie ślady cywilizacji rozmywają się przy starej strażnicy. Kierujemy się znów ku brzegom Nyksu, warto zatem uważnie się rozglądać, aby nie przeoczyć żadnej wskazówki.
Rataon: Czy możliwym jest, by odnaleźć jeszcze żywą duszę na tym pustkowiu?
Altos: Jeśli tak, z pewnością mało kto poradziłby sobie sam w takim miejscu.
Egeos: Jedynie pustelnik mógłby osiedlić się w takiej okolicy. Taki ktoś jednak mógłby nie być skłonny do nawiązania kontaktu.
Eufora: Do tej pory nie zauważyliśmy śladów nikogo poza leśną zwierzyną. Rozległe górskie doliny również zdają się milczeć, a ciszę przyrywa jedynie wiatr i szum strumieni.
Meredus: Nasza droga jednak się nie kończy, zatem musimy być gotowi na każdą ewentualność.

Dotarcie nad brzegi Nyksu nastąpiło szybko, jako iż na północy dwudolina Nyksohemerii zwęża się. Pasmo gór Nocy, tworzące kształt wielkiego półksiężyca, ukrywa powoli przed nami swe największe doliny, przybliżając nieprzebytą ścianę gór. Sama rzeka również płynie tutaj z mniejszą szerokością, piętrząc się wraz ze wzrostem nachylenia. Lasy mieszane ustępują całkowicie świerkowym gęstwinom, a wiatr staje się coraz chłodniejszy, nie przypominając już zupełnie morskiej bryzy nad Zatoką Hemerską.
Meredus: Niebawem przyjdzie nam się zatrzymać. Musimy się nieco ogrzać i napoić konie.
Eufora: Z bocianiego gniazda dostrzegam nieopodal idealną ku temu polanę.
Rataon: Tym razem nie zaprotestuję, bowiem mnie również zaczyna dotykać panujący chłód.
Eufora: Widać już również źródła i wodospady, wypływające z samego Coronum Caeltar, choć jest to jedynie delikatny połysk w oddali.
Astra: Bliskość tego łańcucha daje się odczuć, bowiem nie można zanegować jego nadzwyczajnego majestatu.
Docieramy na niewielką polanę, gdzie przerzedzony las pozwala na rozbicie obozu. W trakcie gdy Rataon i Altos poją konie, Matera przystępuje do kontroli i naoliwienia osi pojazdu, a reszta zajmuje się przygotowaniem paleniska. Nagle Eufora oddala się bez słowa ze swoim łukiem.
Astra: Zdaje się, iż ktoś dostrzegł zwierzynę. Zmysły Eufory są godne podziwu.
Meredus: Zaiste. Być może ogień posłuży nam nie tylko do ogrzania się.
Matera: Jak dotąd, nowy wóz działa bez zarzutów. Olej zdążył się nieco zetrzeć, jednak nie braknie nam jego zapasów, nawet jeśli Eufora nie zdołała niczego upolować, co jest mało prawdopodobne. Żagiel także dobrze spełnia swoją funkcję, potwierdzając nasze dobre przygotowanie do tej podróży.
Altos: Konie zostały napojone, teraz pora byśmy zarówno my, jak i one, odpoczęli.
Egeos: Z pewnością przystanę na tę propozycję.
Meredus: Widzę, iż Eufora również do nas dołącza.
Altos: I to nie z pustymi rękoma.
Eufora: W tych lasach roi się od zajęcy. Myślę, iż dwa takie okazy powinny wystarczyć na dobry posiłek.
Rataon: Bez wątpienia. Przyrządźmy je niezwłocznie.

Delikatne mięso zdążyło prędko się upiec, pozwalając na szybkie spożycie, które upływa przy ożywionych rozmowach.
Egeos: Przy całym suchym prowiancie jaki posiadamy, świeże mięso to niewątpliwie rarytas.
Altos: Podczas zakładania miasta, nie obejdzie się bez gospodarstw ze zwierzyną hodowlaną. Dołożę wszelkich starań, by zapewnić nam stały dostęp do pożywienia.
Egeos: Nie obejdzie się zapewne bez licznych wymian handlowych, bowiem w górach zapewne spotkamy nieco kóz czy owiec, jednakże wątpię by rosło tam zboże czy warzywa.
Meredus: Jest wiele kluczowych gałęzi gospodarki, które należało będzie rozwinąć. Jako iż każdy z nas w czymś się specjalizuje, nie powinno to sprawić większych trudności.
Matera: Będzie to wymagało silnego przywództwa. Meredusie, czy jesteś gotów w pełni objąć tron książęcy?
Meredus: Wasze wsparcie będzie mą podporą. To duże ziemie, dlatego też rad będę, jeśli przystaniecie na propozycję objęcia stanowisk administracyjnych.
Rataon: Każdy z nas opuścił swe ojczyste ziemie, by wspomóc Księstwo w tym zadaniu.
Astra: Nasze drogi mogą kiedyś się rozejść, jednak ta wyprawa połączyła nas wszystkich nadzieją na nowy dom i nowe rozdziały w życiu.

Eufora: Zauważam coś nietypowego na skraju lasu. Spójrzcie w tamtą stronę.
W oddali pojawiły się postaci, kształtami przypominające ludzi, jednak poruszające się z niebywałą płynnością i gracją. Z okrycia drzew wyłaniają się trzy czarne płaszcze o mrocznej aparycji, zbliżające się w stronę obozu. Całą kompania wstała od ogniska, by móc przywitać tajemniczych gości.
Meredus: Witajcie, nieznajomi. Jam jest Książę Meredus, a to moja kompania. Kim jesteście?
Po chwili ciszy, jaka nastała podczas spotkania z postaciami, jedna z nich odezwała się.
Wędrowiec: Jesteśmy Podróżnikami Cienia, przemierzającymi ten szlak od dawnych czasów. Nasze imiona nie są istotne, bowiem jak cień podróżujemy pod okrywą lasów. Co was sprowadza na te ziemie? Rzadko kiedy dane jest nam spotkać kogokolwiek w tych górach.
Meredus: Przybywamy, by objąć we władanie Nyksohemerię i Coronum Caeltar. Pochodzimy w większości z południa, wyruszając znad Zatoki Hemerskiej.
Wędrowiec: Istnieją liczne przepowiednie, dotyczące milczących od zamierzchłych czasów Gór. Jeśli są prawdziwe, to istotnie dane jest wam osiedlić się w Coronum Caeltar, jeśli przejdziedzie wszelkie próby, czekające was podczas tej wyprawy. Góry Czasu kryją wielkie tajemnice, które nie każdemu mogą się objawić.
Meredus: Mawia się, iż od dawna tutejsze szlaki są opuszczone. Na południe stąd napotkaliśmy zruinowaną strażnicę, która z naszego polecenia ulega odnowie dzięki mieszkańcom wsi Hemren znad Zatoki.
Wędrowiec: Postąpiliście słusznie. Kiedyś stanowiła ona schronienie dla wędrujących szlakiem na północ, zbudowana przez naszych przodków. Mimo obronnego charakteru, nie pełniła ona funkcji militarnych, gdyż Nyksohemeria bywała pokojową krainą.
Meredus: Pragniemy zachować zatem jej poprzednią funkcję, czyniąc ją należnością wszystkich podróżujących tym szlakiem. Jeśli los zaprowadzi was na południe, czujcie się tam mile widziani.
Wędrowiec: Nasze drogi prowadzą nas do wielu miejsc, zatem nie jest to wykluczone.
Meredus: Zakładam, iż doskonale znacie te ziemie. Czy zechcielibyście wymienić się mapami i księgami z naszą kompanią?
Wędrowiec: Jesteście godni by poznać te okolice. Na północny zachód stąd znajduje się przełęcz, którą można przekroczyć Góry Nocy i dostać się nad Zatokę Metlańską. Istnieją tam liczne państwa, począwszy od doliny Lennawii, przez Ekenckie stepy, po Cieśninę Anwalską i Morze Gockie. Pierwszą osadą, jaką można tam napotkać, jest Juksaka, położona nad rzeką o tej samej nazwie.
Meredus: Na dalekie południe stąd zaś, za wioską Hemren, znajduje się półwysep Pensudawski, opływany przez Morze Liliowe. Mają tam ujście do zatok tutejsze rzeki, opływając ląd rozdzielający się na Pennawię i Sudawię. Również napotkać tam można liczne państwa, a także cieplejszy, nadmorski klimat.
Wędrowiec: Tutejsze tereny mogą okazać się trudnymi w zasiedleniu, bowiem nad Coronum Caeltar ścierają się ciepłe prądy południa i zimne z północy, obfitując w nieprzewidywalne burze. Nie wątpimy jednak w wasze zdolności i wolę, życząc wam spokojnej podróży i mądrego panowania. Niech wasze cnoty pozwolą wam rządzić sprawiedliwie, zachowując pełną moc percepcji i równowagę w działaniu. Zarówno nas, jak i was, szlak wzywa do dalszej podróży.
Meredus: Niech wasze szlaki doprowadzą was tam, dokąd zmierzacie. Oby nasze drogi w przyszłości ponownie się skrzyżowały.

Wędrowcy Cienia ponownie znikają w gęstwinach nyksohemerskiego lasu. Również dla nas nadchodzi czas, by wyruszyć dalej na północ. Mimo iż zbliża się pora świtu, niebo wciąż zachowuje swoją niezmienną, szarawą poświatę.
Meredus: Wędrowcy zapewnili nas o słuszności naszej wyprawy. Powoli zmierza widmo niekończącej się podróży, odsłaniając nasze rzeczywiste zadanie jako założycieli Caer Ened.
Astra: Przeznaczenie ma niepodważalną moc, która wypełnia nas od samego początku. Jest to podróż inna niż wszystkie, bowiem ma mistyczny i symboliczny wymiar. Oby dała dam odpowiedzi na wszelką niepewność.
Matera: Świat pełen jest tego, co nieznane i niezbadane. Naszym zadaniem jest, by to odkryć.
Rataon: Jesteśmy gotowi do dalszej drogi, pora ruszać dalej.

Tak oto, popychani wiatrem i wolą przeznaczenia, znów kierujemy się na północ, ku Coronum Caeltar, przecierając na nowo północny szlak i odkrywając niezbadane ścieżki losu.

~
MIĘDZY DNIEM A NOCĄ I — BRAMA CZASU

Dni i noce, wschody i zachody… Zdają się niczym już nie różnić, bowiem z osłoniętego gęstą pokrywą nieba nie wyłania się już ni słońce, ni księżyc. Jedynie przeczucie pozwala choćby oszacować czas, który rozmywa się w niekończącej się wędrówce. Przed nami wznosi się sięgająca nieba ściana gór – łańcuch Coronum Caeltar. Płaskowyż Nyksohemerii wręcz załamuje się ku górze, przechodząc w strome zbocza pokryte kosodrzewiną, strome hale, a wreszcie nagie, zimne turnie, nad którymi krążą obłoki mroczniejsze niż najciemniejsza smoła. Widok ten budzi zarówno podziw, jak i niepokój. Przeprawa przez tak niebezpieczny teren będzie niewiarygodnie trudna, bowiem góry nie wybaczają nawet drobnych błędów. Książęca kompania przemierza krańce Dwudoliny w atmosferze napięcia i patosu, a majestatyczny widok zaczyna budzić narastające w cieniu od dłuższego czasu wątpliwości.
Meredus: Wytrwaliśmy w naszej podróży, pokonując wszelkie przeciwności, które zdołały zaskakiwać nas począwszy od przekroczenia granic Południa. Zdobyliśmy wiedzę i doświadczenie, kluczowe dla przyszłości Księstwa Caer Ened. Przed nami stoi jednak największe z wyzwań – przekroczenie Łańcucha Coronum Caeltar.
Rataon: Jak dotąd, dane nam było stąpać bo rozległej płaszczyźnie Dwudoliny. Wspinaczka będzie wymagać zupełnie odmiennej taktyki.
Altos: Oraz niekwestionowanej współpracy. Aby wyprawa na szczyt się powiodła, musimy zadbać zarówno o bezpieczeństwo swoje, jak i pozostałych.
Matera: Nie bez powodu widoczną między szczytami przełęcz nazywa się Bramą Czasu. Jej zbocze jest prawie całkowicie pionowe, niczym kamienne wrota.
Astra: I podobnie do wrót dzieli nas od dotarcia do kresu naszych zmagań.
Meredus: Pamiętajmy jednak, iż każda brama, mimo iż rozdziela, również spaja miejsca ze sobą.
Egeos: Główna różnica polega na tym, iż nie dane jest nam wkroczyć przez nią, lecz nad nią. Zdaje się zatem bardziej przypominać mury.
Eufora: Nawet najwyższy mur można przekroczyć, Egeosie.
Meredus: I do największej z bram istnieje klucz. Należy rozejrzeć się po okolicy i zaplanować następne działania.

Kompania rozdzieliła się, badając podnóża Coronum Caeltar od Nyksu po Hemerę. Na zewnątrz działu wód, jaki stanowi Dwudolina, wznoszą się szczyty Bramy Czasu, przechodząc w wysoki, nieprzekraczalny łańcuch. Oczywistym wnioskiem jest, iż przekroczyć go można jedynie w tym wąskim obszarze, będącym pionową, kamienną ścianą, mającą w sobie źródła wielkich rzek, wypływające z pomiędzy skał. Niemierzalna ilość wody daje jasne świadectwo, iż pochodzi ona z samego serca Caeltar, nieustannie drążąc swe koryta ku dalekiemu Morzu Liliowemu. Nie dane jest nam jednak skorzystać z jej dzieła, bowiem ciasne szczeliny i rwące prądy uniemożliwiają choć zbliżenie się do wielkich wodospadów. Mimo to, daje ona nadzieję, iż górski łańcuch jest barierą, którą można pokonać przy odpowiednim wysiłku. Po dokonaniu rekonesansu, kompania ponownie spotyka się pod stromą ścianą.
Matera: Wedle moich obserwacji, najłagodniejszą, jeśli można ją jakkolwiek uznać za łagodną, będzie trasa znad Jeziora Hemerskiego, położonego niedaleko na wschód stąd.
Meredus: Można zatem rozbić tam obóz, z którego wyruszymy na szczyt. Najpierw należy tam jednak doprowadzić wóz i zebrać z niego potrzebne wyposażenie.
Astra: Nie chcę przerywać waszego planowania towarzysze, jednak… czy też wyczuwacie delikatną woń ozonu?
Istotnie, w powietrzu zaczyna unosić się specyficzny zapach, który może zwiastować tylko jedno. Niepokojące przeczucie staje się jednak faktem dopiero, gdy krótką ciszę zamyślonych podróżników przerywa przeraźliwy dźwięk gromu.
Matera: Coronum Caeltar odkrywa przed nami swe oblicze w całej okazałości. W trakcie burzy górska wspinaczka staje się praktycznie niemożliwa – chaotyczne wiatry, ulewny deszcz i wyładowania atmosferyczne w połączeniu z tak trudnym ukształtowaniem terenu to śmiertelna mieszanka.
Rataon: Zatem nasz postój sprowadzi się nie tylko do przygotowań, ale i do przeczekania trudnych warunków.
Meredus: Nie należy jednak zwlekać, więc czym prędzej udajmy się nad Jezioro.

Nad górskim pierścieniem rozpętał się najprawdziwszy cyklon. Wiatry południa i północy ścierają się nad wielką kotliną, owocując w istną bitwę, w której szczęk żelaza zastępują nieustające gromy, a mgłę wojny – wysoka zasłona chmur. Dotarłszy nad brzeg Jeziora Hemerskiego, kompania wszczęła wielkie przygotowania.
Meredus: Znaczną część naszego bagażu będziemy musieli tutaj porzucić, wraz z wozem i końmi, bowiem nie zdołamy zbyt wiele przenieść na naszych barkach przez przełęcz.
Rataon: W szczególności musimy wyposażyć się w narzędzia i prowiant. Górskie źródła zaopatrzą nas w wodę pitną, jednak trzeba zebrać jak największy zapas pożywienia.
Eufora: Nie zaszkodzi także wziąć parę trunków, aby móc później świętować dotarcie do celu.
Astra: Najpierw jednak trzeba tam dotrzeć, na czym powinniśmy się głównie skupić. Warto zaopatrzyć się w medycynę, w razie nagłych wypadków czy choroby wysokościowej.
Rataon: Zapasowe tekstylia również mogą się przydać. Na szczęście zostało nam wystarczająco, by nie było konieczności rozbierania żagla wozu.
Egeos: Posiadamy również materiały pirotechniczne, choć mogą się one nie przydać w samej przeprawie.
Matera: Istotnie, rzadko słyszy się, by ktoś chadzał w góry z prochem. Nie zapominajmy jednak, iż po przeprawie będziemy potrzebować zasobów do osiedlenia się, a środki wybuchowe są pomocnym narzędziem górniczym. Możemy przetransportować odpowiednio zabezpieczoną saletrę oraz siarkę, brakujące składniki zaś powinniśmy znaleźć wewnątrz kotliny.
Meredus: Jeśli mowa o przygotowaniach do osadnictwa, nie zapominajmy o księgach i manuskryptach, które pozostawione mogą ulec zniszczeniu. Pozostawimy jedynie te mniej istotne z nadzieją, iż uda się je w przyszłości odzyskać.
Altos: Zabezpieczając dotychczasowy ekwipunek, powinniśmy zadbać również o konie, dzięki którym zapewne byśmy tutaj nie dotarli.
Rataon: Pozostał jeszcze spory zapas zbóż, który pozostawiony posłuży koniom za pożywienie. Trawy w gęstym lesie są nieliczne, jednak w sytuacji kryzysowej powinny wystarczyć zwierzętom na pewien czas.
Egeos: To inteligentne zwierzęta. Pozostawione, mogą samodzielnie dotrzeć ku polanom czy łąkom, czy nawet powrócić na południe, ku Hemren.
Meredus: Wyznaczyliśmy szlak wzdłuż całej Dwudoliny Nyksohemerii, z którego zapewne nie tylko one skorzystają. Znając skłonność ludzi do opowieści, nowina o naszej wyprawie rozprzestrzenia się już po całym Półwyspie Pensudawskim, co może poskutkować napływem podróżników i osadników. Od sukcesu naszej podróży zależy więc również ich powodzenie, bowiem to my witać będziemy nową ludność na tych ziemiach.
Altos: Jezioro Hemerskie ze względu na sprzyjającą okolicę może stać się pierwszym skupiskiem osadnictwa.
Rataon: Kluczowe będzie pozostawienie w obozie wszelkich informacji na temat wyprawy, jako iż wewnątrz kotliny będziemy tymczasowo odcięci od reszty świata, do czasu ustanowienia bezpiecznego szlaku przez góry.
Meredus: Istotnie, będzie to dla przyszłych podróżnych zapewnienie, iż nasza kompania dotarła do tego miejsca i wyruszyła na przełęcz. Mamy już kompletny plan, zatem pozostało nam zabrać się do pracy.

Podczas gdy nad Jeziorem Hemerskim mają miejsce przygotowania do ataku na przełęcz Bramy Czasu, nad Coronum Caeltar nieustannie trwa spektakularna walka niebios. I nie jest to całkiem abstrakcyjne stwierdzenie, bowiem mityczna natura tego miejsca zdaje się [tutaj w pełni eksponować. Legenda o Komecie Wotana, w swojej najpełniejszej treści, objawia nieco rozbieżne losy i zakończenia historii boskiego kowala czy Rydwanu Chronosa; pośród licznych wioskowych bajd i dawnych wierzeń, sięgają one od optymistycznych do przygnębiających.

Zstępując z niebiańskiego Rydwanu boga czasu, swym potężnym młotem Wotan rozdzielił kontynenty świata i uformował nań liczne góry i doliny, nadając pełnię kształu młodemu światu. U krańców swego stworzenia, boski kowal wzniósł największe i najwyższe z nich wszystkich – masyw Ard Al-Terra, od swej wysokości zwany Dachem Świata, sięgający samego Rydwanu Chronosa, przemierzającego w swej nieskończonej podróży niebieskie sklepienie. Góra niczym filar złączyła niebo i ziemię, stając się mostem między światami, po którym to Wotan wspiął się spowrotem ku domenie boga czasu. Rydwan jego, sunąc przez niebiosa, posyła ku krainom iksry jego woli – bezwględnej i niezmiennej, skutkując nieustannym biegiem czasu. Chronos jednakże w swej niewzruszonej naturze nie zwrócił uwagi na dzieło Wotana; przeciwnie do Anemosa, boga wiatru, którego wolny duch, spętany w objęciach Rydwanu wolą Chronosa, upodobał sobie rozległe przestrzenie Esedii. Gdy nadarzyła się sposobność, Anemos zstąpił ku ziemi po zboczach Ard Al-Terra i rozpierzchł się we wszystkie strony świata. Zauważając to, bóg czasu wezwał go ku sobie, lecz uosobienie wiatru, poznając smak wolności, odmówiło mu posłuszeństwa. Rozgniewany, Chronos nakazał Wotanowi zniszczenie świata, by ponownie spętać Anemosa w okowach Rydwanu. Twórca, spoglądając na swe dzieło, uniósł się dumą, również stawiając się władczemu bogu, za co został strącony z niebios ku ziemi wprost na Ard Al-Terra. W ognistym blasku, Wotan zderzył się z klejnotem swej kreacji, a góra zapadła się, tworząc wielką kotlinę i niszcząc niebiański filar. Pełen rozpaczy, Wotan porzucił swój młot nieopodal pozostałego po uderzeniu pierścienia Coronum Caeltar, do którego wnętrza nie dociera wola boga czasu, a następnie zamknął się w sercu ruin najwyższej z gór, pogrążając się w wiecznej apatii. Wbrew woli Chronosa, wolny duch Anemosa wciąż przemierza najdalsze krańce Esedii, obiegając również samo Coronum Caeltar z południa i północy. Tam oto ściera się on z Chronosem w wiecznej walce, grzmiąc wielkimi burzami nad kotliną i odbijając iskry Rydwanu w zabójczych piorunach, drwiąc z gniewnego boga czasu.

~
MIĘDZY DNIEM A NOCĄ II — OSTATNI KROK

Echami odbijają się jeszcze gromy wśród górskich szczytów, lecz nad samym Coronum Caeltar dogasa gniew niebios, by nieść pokój walce żywiołów. Rozpraszające się wiatry niosą z hal ostry zapach ozonu i świeżą woń rosy. Jest to najwyższy znak iż nadchodzi czas wielkiej próby, jaka czeka Kompanię Meredusa.
Matera: Burza milknie, a wiatry zaczęły zmieniać swój kierunek. To nasze okno pogodowe.
Meredus: Ruszajmy więc. Skierujemy się ku wodospadom Hemery, skąd od strony wschodniej będziemy się wspinać przez las łagodniejszym zboczem. Od miejsca, gdzie on się przerzedza, zaczyna się najstromsze podejście, prowadzące ku silnie nachylonym halom, którego pokonanie będzie wymagało wykorzystania większości sprzętu do asekuracji. Ostatnim wyzwaniem będzie wspięcie się poprzez skaliste i wietrzne turnie na grań Bramy Czasu, z której dostaniemy się do wnętrza Coronum Caeltar. Zejście powinno ułatwić nam rozwieszenie lin na północnym zboczu, jednakże nie wiemy co czeka nas po drugiej stronie. Jednakże nie wiele brakuje nam do rozwiązanie tej tajemnicy, zatem w drogę!

Tak więc drużyna rozpoczęła wspinaczkę. W pochodzie tuż za Meredusem podążają Eufora i Rataon, obierając wraz z nim właściwe ścieżki przez wzniesienia. Za nimi kroczą Astra i Matera, badając okolice i raportując o wszelkich obserwacjach. Pochód zamykają Egeos i Altos, zajmujący się wszelkim sprzętem i bezpieczeństwem wyprawy.
Astra: Wodospady Hemery wypływają spośród skał niczym życiodajna siła gór… Nawet woda może nieść ze sobą wysoki majestat.
Matera: Bez wątpienia bez nich życie w Nyksohemerii wyglądałoby inaczej. Nie umniejszając zlewisku Gór Dnia i Nocy, Coronum Caeltar przepuszcza przez przełomy Nyksu i Hemery ogromne ilości nasyconej minerałami wody na południe.
Rataon: Ku przełomowi zlewają się również wodospady z południowej ściany łańcucha, jednakże ich doliny prowadzą na wschód, ku szczytom. Musimy tu zatem skierować się na zachód, po wzniesieniu.

Z każdą chwilą wyprawa staje się nieco bardziej wymagająca. Gęsty las z lekka się przerzedza, jednakże coraz większe jest nachylenie zbocza. Trudności wynagradza coraz szerszy widok na wielką Dwudolinę Nyksohemerii oraz wyłaniające się ponad drzewa odległe Góry Dnia i Nocy. Wysokie świerki stopniowo wypiera płożąca się kosodrzewina osłaniająca jagodowe krzewy i paprocie.
Eufora: W swych podróżach miałam okazje zwiedzić wiele lasów i dolin, jednak rzadko kiedy miałam okazję zapuszczać się wysoko w góry.
Astra: To nadzwyczajne miejsca, pełniące świadectwo iż życie potrafi poradzić sobie w każdych warunkach.
Egeos: Pozwala również zagłębić się we własną osobę i zweryfikować swoje umiejętności. Nie każdy zdolny jest do długich przepraw i ciągłego wysiłku.
Altos: Góry sprawdzają również zdolność do współpracy. Podróżując na własną rękę łatwiej o wypadki, lepiej zatem gdy mamy kogoś, kto może pomóc w sytuacji kryzysowej.
Rataon: Szczęściem dla wszystkich towarzyszy nam zarówno medyczka, jak i inżynierka.
Matera: Szkoda jedynie, iż tym razem nie pomoże nam żagiel.
Meredus: Swoją drogą, z tego wzniesienia widać wciąż wóz i zawieszone na nim płótno. Przekroczyliśmy partię wysokiego lasu, przed nami piętro kosodrzewiny, zbyt strome by rosły tutaj pełnowymiarowe drzewa. Jest to dobre miejsce na postój.

Po krótkim odpoczynku i skorzystaniu z zapasów, następują przygotowania do dalszej drogi.
Rataon: Od tego punktu potrzebna nam będzie asekuracja, bowiem coraz łatwiej o potknięcie. Poniżej ściany w każdym miejscu znajduje się przepaść, zatem nie możemy dopuścić by takowe zakończyło nasze zadanie.
Matera: Niech każdy zamontuje uprzęże i połączy je między sobą linami. Powinno to być wystarczające zabezpieczenie na tą część wspinaczki, wyżej będziemy musieli skorzystać z czekanów i mocowań, by pokonać nagie pionowe ściany.
Kompania spięta w nierozerwalnym szyku wyrusza we wspinaczkę poprzez kosodrzewinowe gęstwiny. Przystosowane do silnych wiatrów i lawin krzewy silnie trzymają się zboczy, przymocowane krętymi korzeniami do skał i siebie nawzajem, dając wspinaczom istny wzór do naśladowania. Wciąż wilgotne od deszczu igły połyskują wraz z listkami owocowych krzewów, a między nimi uwydatniają się nagie skały. Poprzez ten orzeźwiający krajobraz bohaterowie przebijają się sprawnie i ostrożnie, nie dając się powstrzymać przez rosnące nachylenie zbocza czy pojawiające się odrapania.
Meredus: W kwestii wysokości, docieramy do połowy wysokości Bramy Czasu. Przed nami jednak znacznie więcej wysiłku niż dotychczas.
Matera: Niebawem dotrzemy na hale, w Coronum Caeltar wyjątkowo nachylone i niebezpieczne nawet dla lokalnej fauny.
Rataon: Zachowajmy jak najwyższą ostrożność, bowiem każdy źle postawiony krok może spowodować osunięcie się skał. Nie musiało minąć wiele czasu, nim pierwsze potknięcie posyła w dół ściany toczące się kamienie.
Meredus: Jesteś cała, Euforo?
Eufora: Wszystko w porządku, to tylko zadrapanie…
Astra: Należy to jak najszybciej opatrzeć, podajcie mi prędko opatrunki i wosk. Przemyję to najpierw alkoholem.
Altos: Jeśli tylko Egeos nie spożył całego spirytusu…
Meredus: Siłą rzeczy zatem, musimy na moment się tutaj zatrzymać. Zregenerujemy siły i będzie można kontynuować przeprawę.

Po zażegnaniu kryzysu kompania rusza dalej. Przebijając się przez rzednącą roślinność dociera wreszcie na rozległe trawiaste hale, usiane przeróżnymi skałami porośniętymi barwnymi mchami. Spośród wielu odcieni zieleni wyłaniają się subtelnie zabarwione łąkowe kwiaty i zioła, między którymi dyskretnie przemykają gryzonie, a w oddali również kozy czy sarny. Wielkie szczyty Dnia i Nocy wraz z dolinami Nyksohemerii rozciągają się po sam horyzont, gdzie znikają w wilgotnej mgle. Rozrzedzone i wilgotne powietrze przemierza wzdłuż wysokie hale w nieustannych wiatrach, falujących całą wysokogórską roślinnością.
Rataon: Coraz ciężej poruszać się w górę zbocza. Musimy trzymać się nisko, bowiem nagłe podmuchy wiatru stoją się groźnym przeciwnikiem.
Matera: A to zaledwie początek tej walki. Na samej grani możemy spodziewać się podmuchów zdolnych powalić konia z całym zaprzęgiem. Trudności stale nasilają się z każdym krokiem. Wspinacze powoli przemierzają pokryte trawami skały, zaczepiając co chwila czekany i liny w bezlitosnej ścianie Bramy Czasu. Moment nieuwagi i silny podmuch zdołał w momencie zachwiać całą kolumną kompanii, a upadający na bok Altos pociąga za sobą Materę i Egeosa. Energia upadku zdołała zerwać jedną z toreb z prowiantem, która prędko toczy się w dół zbocza ku samym lasom.
Meredus: Czy wszyscy są cali?
Wypadek ponownie wymusza na bohaterach postój, tym razem jednak obrażenia wymagają intensywniejszej interwencji. Po opatrzeniu wszelkich ran zaczęły nasilać się wątpliwości, czy uda się dostać na przełęcz.
Astra: Szczęściem jest, iż obeszło się bez żadnych złamań.
Meredus: Walka z Bramą Czasu zaczyna rodzić straty. Wiele poświęcamy, wspinając się na jej szczyt.
Egeos: Czy aby na pewno jest ona tego warta? Co jeśli nie uda nam się przekroczyć przełęczy?
Matera: To wykonalne, jednak możemy nie podołać. Góry wystawiają nas na najtrudniejszą z prób.
Meredus: Istotnie, jest to najbardziej ryzykowny etap naszej podróży. Lecz czy będąc tak daleko jest sens zawracać? Przybyliśmy z licznych stron świata, by razem przedrzeć się przez Nyksohemerię i wkroczyć na samą Bramę Czasu. Jeśli nie dotrzemy do celu, możemy już nigdy nie zyskać takiej możliwości.
Altos: Tylko razem mamy możliwość stawić czoła Coronum Caeltar. Przeszliśmy razem zbyt wiele, by teraz się wycofać. Musimy próbować do skutku.

Minęła dłuższa chwila, nim wszyscy jednogłośnie postanowili wyruszyć dalej. Cel podróży zdołał przekonać każdego iż jest to godne poświęcenie. Drużyna odważnie kroczy w górę ku przełęczy, nie zrażając się potknięciami i błędami. Hale z wolna ustępują porostom i nagim skałom, a zimne turnie witają jeszcze silniejszymi wiatrami i erodującymi skałami co rusz staczającymi się w dół zbocza. Tylko silna wola i stała współpraca pozwalają pokonywać ostre skały i stawiać kolejny krok w drodze na przełęcz. Wszelkie pomniejsze sprawy, zarówno przyjemne jak i bolesne, pozostały daleko na południu, przesłonięte przez wielkie niezdobyte masywy, otaczające zewsząd Nyksohemerię. Na obecnej wysokości nawet porosty ustępują morderczym warunkom, a zbliżająca się grań zdaje się całkowicie obca wszelkiemu życiu. Tylko godni majestatu gór zdołają stawić im czoła i pokonać tę ostatnią barierę, dając tryumf wszystkiemu, co doprowadziło nas tak daleko. Sprawiedliwość wobec siebie i innych daje nam możliwości rozwoju i współpracy wśród ludzi, a powstające więzi i zaufanie mogą przetrwać nawet najtrudniejsze wyzwania. Szeroka percepcja tego, co materialne oraz mistyczne, pozwala nam dostrzec najdrobniejszy szczegół, pozwalając na dokładne i uzasadnione działania. Równowaga emocji i rozsądku pozwala nam podejmować właściwe wybory, dążąc do ostatecznych celów naszych podróży. Tak oto, wielkim wysiłkiem i współpracą, sięgamy najwyższych skał i najgroźniejszych zboczy.

Ostatnie trzaski czekanów niosą się po południowej ścianie Bramy Czasu, gdy ostatni z nich uderza w sam szczyt przełęczy, która odsłania nieopisywalny słowami obraz i uczucie, którego żadne inne w ludzkim żywocie nie jest w stanie naśladować. Przed książęcą kompanią stojącą twardo na samej Bramie Czasu znajduje się sięgający niebios pierścień Coronum Caeltar, otulający w swej rozległej kotlinie Źródła Czasu, krzyżujące się w swych głębokich dolinach i dające żywot wielkiej gęstwinie pełnej życia i nietkniętej ręką człowieka. Znad kotliny przemawia majestat najwyższej z gór – Ard Al-Terra, Dachu Świata, królującego w jego lodowej koronie ponad całym praesedyjskim Siedmiorzeczem. To tutaj kończy się największa z podróży, poprzez głębokie doliny i wysokie góry; poprzez żywe lasy i zimne zbocza, ku nowemu światu, w którym stanie stolica Księstwa Caer Ened. Książęca kompania Meredusa wykazała, iż godna jest objąć te ziemie we władanie, czyniąc je swym domem.

Choć pod rozdzielonym Bramą niebem winien zbliżać się wieczór bądź poranek, czas stracił swe wszelkie znaczenie, a słońce i księżyc nikną we wzajemnym blasku i mroku. Do serca stworzenia samego Wotana nie sięga wola Chronosa, a iskry jego Rydwanu odbijają się od potężnych szczytów Pierścienia.

~
EPILOG

Tam, gdzie kończy się jedna przygoda, zaczyna się następna. Bez wątpienia tyczy się to kompanii Meredusa, przed którą staje teraz wyzwanie zbudowania miasta i rozwój wielkiego państwa w samym centrum kontynentu Esedii. Po zejściu z gór do wnętrza kotliny, jako nowi władcy rozbiliśmy obóz i zaczęliśmy budowę miasta, które będzie samowystarczalne, godnie administrowane i gotowe do podjęcia dyplomacji na arenie międzynarodowej. Zaczynając od gospodarstw i kamieniołomów, powstają coraz to potężniejsze zabudowania, wraz z dworkiem książęcym na czele, a wszystkich planów rozbudowy nie zdołałbym zmieścić w tym skromnym bloczku tekstu. Po przebiciu się przez Bramę Czasu udaje się połączyć stolicę wraz z resztą ziem Księstwa Caer Ened, które szykuje się do nawiązania kontaktów kulturowych, dyplomatycznych i naukowych z resztą świata.

Każdy z członków kompanii przejmuje funkcję w powstającym państwie, określanym jako monarchia harmoniczna, rządzona poprzez osobę władcy wraz z najważniejszymi jego doradcami. Zapewnienie żywności przez gospodarstwa staje się domeną Altosa, obejmującego rolę Ministra Rolnictwa. Wszelka produkcja i wymiana handlowa przechodzą pod władzę Egeosa, Ministra Rzemiosła i Handlu. Rataon staje na czele spraw prawnych i cywilnych jako Minister Administracji. Funkcję Ministra Kultury i Rozrywki obejmuje Eufora, dbając o zadowolenie obywateli. Matera i Astra w odróżnieniu od pozostałych przejmują skorelowane funkcje, a mianowicie odpowiednio Ministra Nauki i Ministra Mistycyzmu, odpowiedzialne za wspólne założenie i rozwój dwóch Akademii Caer Ened – Akademii Nauk oraz Akademii Praktyk. Na czele państwa staję jako Wielki Książę Meredus, władca Wielkiego Księstwa Caer Ened, wznosząc rangę państwa na mocy objętej we władanie stolicy pośród Coronum Caeltar. Jako insygnia władzy książęcej przyjmuję: złotą motykę, by sprawiedliwie rozporządzać podległymi mi ziemiami; złotą strzałę, by każdy cel był trafiony, a każde działanie rozpatrzone dzięki równowadze; oraz kryształową lunetę, by dostrzegać każdy szczegół tego świata.

Podpisano:
Meredus Ards-terhe’igill Hrinve fel Arnhathvresar, Pan Gór Czasu Stojący na Dachu Świata.

Opis[edytuj | edytuj kod]

Znany także jako Dziennik Meredusa. Stanowi podstawę lore'u MU. Dokumentuje rozwój tego uniwersum w kierunku północnym i opisuje pewne filozoficzne podstawy utopijnego państwa Caer Ened.

Autorem tekstu jest Maciek. Ostatni tom Dziennika wraz z epilogiem wydano 27 grudnia 2022 roku.

Kto czyta, umiera w środku po wielokroć
2019
2020
2021
2022
2023
2025