MICHAŁ: Antologia. Tom II
TOM II: BANANY TO LUDZIE PO ŚMIERCI
- WSTĘP
Banany to ludzie po śmierci. Stwierdzenie, chciałoby się rzec, niedorzeczne, tak jak inne w tej serii opisane ma niewidoczne na pierwszy rzut oka logiczne uzasadnienie. Powiedzonko o bananach jest znane w okolicach Centrum od bardzo dawna. Była to z początku tylko lokalnie używana fraza, która jednak, za sprawą publikacji naukowej Eryka z Marktheimu "Idiomy wybrane języków Kontynentu" zasłynęła na całym naszym rodzimym Lądzie jako jedno z najbardziej bezsensownych i najdurniejszych stwierdzeń opisanych w epokowym dziele Tereńczyka.
Poza rozkosznie absurdalną treścią zdania, nad którą bez końca znęcały się bezlitosne masy z Pennawii przez Caer Ened aż po Nirnaksę, uwagę "poważnych" uczonych przykuł fakt, że Eryk z Marktheimu wzmiankując ten tzw. "bananowy idiom" zdawał się unikać podania jasnej hipotezy dotyczącej genezy wyrażenia. Jest to o tyle nietypowe, że autor nie powstrzymywał się przed, mówiąc eufemistycznie, daleko idącymi domysłami na temat historii stojących za niektórymi idiomatycznymi wyrażeniami, które, wedle nowszych badań, nie mają z rzeczywistością wiele wspólnego. Badacze z głównych akademii Kontynentu zastanawiali się więc, co stoi za tą dziwną małomównością Eryka w przypadku wyrażenia o bananach.
Wtedy jakiś Lennijczyk, student Akademii Caer Ened, spisał rzekomą opowieść wyjaśniającą zarówno genezę wyrażenia, jak i lakoniczność Eryka przy jego opisywaniu w "Idiomach..."...
- BANDA FLIEGENWALDA
Oskar von Fliegenwald, zwany od towaru, którym jako kupiec jeszcze handlował Bananem, był znanym rozbójnikiem grasującym lat temu sto pięćdziesiąt po ziemiach Marktheimu. Wraz z towarzyszami napadał na karawany jeżdżące tam i nazad. Mówi się, że to właśnie banda Fliegenwalda doprowadziła do znacznego spadku ruchu przez Marktheim i w konsekwencji przeniesienia się handlowego środka ciężkości w okolicy na niewielkie wtedy miasteczko niedaleko na wschodzie. Jest to jednak duże uogólnienie i działania słynnego zbójcy nie były główną przyczyną osłabienia gospodarczego okolicy, zaś sama banda Fliegenwalda nie była nawet najgroźniejszą z lokalnych grup rozbójników. Legenda zdemoralizowanego kupca przerasta jego prawdziwe oblicze.
Mieszkańcy Marktheimu i jego okolic powszechnie znają z bajań wiele opowieści o Oskarze i jego wiecznie żądającej bogactw i krwi kompanii. Mimo mnogości tych historyjek o różnych potwornościach, jakich rozbójnicy rzekomo mieli się dopuszczać, nikt w zasadzie nie wie, jak Oskar von Fliegenwald swój żywot zakończył. Moje pytania dotyczące jego śmierci spotykały się z różnymi reakcjami mieszkańców okolicy, wśród których dominowało wzruszanie ramionami. Ci bardziej zabobonni sądzili, że krwawy kupiec-wojownik nigdy nie umarł i czasem pojawia się na szlakach, dokonując mordów. Inni twiedzili, że ludowy obraz von Fliegenwalda to konglomerat kilku znanych w okolicy zbójców sprzed lat, a sam Oskar nigdy nie istniał. Zainteresowała mnie jednak starsza kobieta, która, zapytana o śmierć antybohatera odrzekła: "Nie, mówić o tym nie wolno... Klątwę mówienie o jego śmierci na człowieka sprowadza...". Zdołałem się jednak dowiedzieć, kto tej klątwy bać się nie będzie, a prawdę zna i powiedziała, bym udał się do Joachima, starca mieszkającego w schludnym domku nieopodal. Tak też zrobiłem.
Joachim zgodził się na opowiedzenie mi historii śmierci Oskara von Fliegenwalda. Gdy zapytałem go o klątwę wspomnianą przez staruszkę, odpowiedział tylko lakonicznie "raz przeklętych inne klątwy się nie imają", po czym przeszedł do rzeczy.
Według jego słów, Banan miał zgubny dla siebie samego zatarg z jakąś bliżej niezidentyfikowaną sektą z Północy. Napadł wraz z bandą karawanę misjonarzy jadących na Południe, zrabował wszystko, z czym jechali, a samych podróżnych, którzy stawili opór, wymordował. Z wyjątkiem jednego, który zdołał wrócić do swoich, obozujących - z racji zakazu wstępu do miast - gdzieś na szlaku na południe od Juksaki.
Jonnakar, głowa sekty, postanowił wyruszyć na samobójczą, jakby się zdawało, wyprawę na Południe, by wymierzyć sprawiedliwość okrutnemu zbójnikowi. Docierając do siedziby Banana, podał się za bogatego przemytnika ze Wschodu i oznajmił, że ma dla niego atrakcyjną propozycję układu, na którym obie strony miałyby się kosmicznie wręcz wzbogacić. Jonnakar zaprezentował mu produkty, którymi rzekomo miał handlować - wschodnie maści, kadzidła i urządzenia, które gawiedź ochrzciłaby mianem "magicznych". Kapłan zapewne był mistrzem alchemii nieznanej szkoły, prawdopodobnie jednej z dalekowschodnich. Demonstrując mu swoje towary, omamił rozbójnika dymem i korzystając z pomocy swoich towarzyszy, przeniósł go w bliżej nieokreślone miejsce. Joachim pokazał mi rzekomy dziennik von Fliegenwalda, znaleziony podobno w miejscu jego śmierci. Na ostatnich stronach opisany jest pobyt autora tekstu w małym pomieszczeniu wydrążonym w ziemi, odgrodzonym od powierzchni niemożliwą do podważenia klapą, oświetlonym tylko światłem tzw. "magicznej pochodni", świecącej niebieskim płomieniem (zapewne pod wpływem importowanego dziś masowo ze Wschodu pyłu eterowego). Tekst jest pisany językiem wybitnie nieskładnym, co w porównaniu do zaprezentowanych mi przez Joachima innych fragmentów dziennika von Fliegenwalda prowadzi do wniosku, że kupiec był podczas pisania nie w pełni przytomny, możliwe, że otumaniony. Joachim, nawiązując do wyróżniających się związków Jonnakara ze Wschodem wskazuje, że chcący zemsty kapłan-alchemik umieścił w jakiś sposób w prowizorycznym więzieniu substancję zwaną "olejem szaleństwa", popularną na Wschodzie miksturę, której opary, rozchodzące się w powietrzu, powodują u wdychających je niepokojące halucynacje. Wysuwana przez Joachima teza ma wyjaśniać opisy "cieni na ścianach, cieni idących w mą stronę" opisywanych przez zamkniętego pod ziemią von Fliegenwalda i ostatecznie jego ewidentne szaleństwo widoczne na końcowych kartach jego dziennika.
Ostatnim wpisem jest biblijny cytat o powieszeniu się Judasza, co zdaniem mojego rozmówcy jednoznacznie wskazuje na to, że Oskar von Fliegenwald zmarł, wieszając się na pnączach zalegających w swoim więzieniu. Co stało się po jego śmierci z Jonnakarem i jego towarzyszami - Joachim nie ma pojęcia. Dodał tylko, że między kartami dziennika Banana znaleziono zmieloną kartkę zapisaną pismem z pewnością do Fliegenwalda nienależącym. Na niej znajdował się tekst o nieznanym pochodzeniu: "Kto monstrum jest, nie człowiekiem, ludzkim się stanie dopiero, gdy go śmierć dotknie". Joachim wytłumaczył mi, że monstrum w tym przypadku miał być Banan, który dopiero po śmierci stał się człowiekiem. Z racji, że świeżo po odnalezieniu ciała von Fliegenwalda cały Marktheim od różnych domysłów huczał, stwierdzenie, że Banan po śmierci jest człowiekiem, upowszechniło się bardzo szybko. W zmienionej przez jakiegoś chłopka formie. Zapytałem starca ponownie o klątwę. Ten wykręcał się od odpowiedzi, widać było, że bardzo nie chce mówić mi całej prawdy. Powiedział tylko, że istnieje pogląd, według którego mówienie głośno o śmierci von Fliegenwalda przywołuje "cienie" - te same, które widzieć miał Fliegenwald. Chociaż Joachim podaje istnienie "cieni" w wątpliwość i klasyfikuje je jako halucynacje wywołane olejem szaleństwa, jego niechęć przy dzieleniu się tą informacją utwierdza mnie w przekonaniu, że za "cieniami" kryje się wielka siła, której ani mój rozmówca, ani staruszka napotkana przeze mnie w Marktheimie, ani Eryk z Marktheimu nie chcieli wspominać. Na wszelki wypadek. By nie kusić losu.
Kto wie, może kiedyś dowiemy się, czym są owe Cienie?
Wydrukowano w Drukarni Kornijskiej 14.10.2020
Opis[edytuj | edytuj kod]
Banany to ludzie po śmierci to druga część Antologii, napisana 14 października 2020 przez Tomka uczonych nieistniejącej akademii.